W debacie na temat zakazu uboju rytualnego pomijana jest podstawowa, ujawniona przez nią kwestia: pytanie o granice ingerencji państwa w normy religijne. Przy uchwalaniu nowej ustawy konfrontowane były racje ekonomiczne i humanitarne. Dopiero jej przegłosowanie wyzwoliło refleksję nad tym, że godzi ona w zamieszkujące Polskę religijne mniejszości. Ponieważ „prawa mniejszości” są fetyszem poprawności politycznej, media głównego nurtu nie mogły zbyć sprawy kpiną.
Takie ujęcie jest jednak mistyfikacją, gdyż za podstawowy problem uznaje jego partykularny przejaw. Zakaz uboju rytualnego jest wkroczeniem państwa w domenę religii. Rozmowa o prawach mniejszości pozwala go przesłonić.
Czy posłom w rzeczywistości chodziło o zmniejszenie cierpienia zwierząt? Wystąpienie w tej sprawie dyktowałoby inny kształt ustawy, rozszerzałoby nadzór nad rzeźniami, a także hodowlą zwierząt przeznaczonych na mięso. Koncentracja na uboju rytualnym, czyli zgodnym z wymogami religii, pokazuje, że chodzi o zmianę jej nakazów. Można przyjąć, że w tym przypadku dobro zwierząt wchodzi z nimi w kolizję. Mamy więc do czynienia z konfliktem wartości.
Sprawa ma charakter precedensu zwłaszcza w Polsce. W Europie Zachodniej oprotestowano już pojawienie się symboli religijnych w przestrzeni publicznej. Jednak i w Polsce mieliśmy przedsmak tego typu ekscesów. Osobnik o świńskim ryju i gumowym penisie przy okazji debaty o uboju rytualnym wystąpił jako żarliwy obrońca zwierząt. Niewiele wcześniej domagał się specjalnej książeczki zdrowia dla księży, którzy przecież podają wiernym hostię. Nie traktowano tego poważnie. Czy słusznie?
Troska o ludzi wyprzedzać winna troskę o zwierzęta. Czy tak trudno wyobrazić sobie, przy obecnej higienicznej obsesji i wierze w możliwości zapewnienia absolutnego bezpieczeństwa, rozpętanie histerii na temat chorób rozsiewanych przez księży przy udzielaniu sakramentu? Palikot jest jednym z bardziej odrażających osobników polskiego życia publicznego, wynajmuje jednak dobrych specjalistów od psychologii społecznej. Jego apele przygotowują grunt do przyszłych kampanii, które wspierane będą przez dominujące media stanowiące jego najlepszych sojuszników.
Łatwo wyobrazić sobie zakaz eksponowania krucyfiksu jako niedopuszczalnej demonstracji ludzkiego bólu, która – podobno – źle oddziałuje na, zwłaszcza młodych, ludzi. Wybitny film Mela Gibsona „Pasja” już dziewięć lat temu atakowany był za zbyt dosłowne zobrazowanie cierpienia Chrystusa. Coraz częściej słyszymy, że fundamentalne dla chrześcijaństwa obrazy Męki Pańskiej, które muszą mieć także swój realistyczny, zmysłowy kształt, są antywychowawcze i nie pasują do naszych łagodnych czasów. Mają być reliktem dawnych barbarzyńskich epok. Tak jak rytualny ubój.
Niedawno pewien sąd w Niemczech uznał, że obrzezanie, jako przynoszące niepotrzebne cierpienie dzieciom, winno być penalizowane. Nie twierdzę, że każdy tradycyjny zakaz religijny musi być akceptowany we współczesnych społeczeństwach. Umniejszenie cierpienia zwierząt jest sensownym postulatem i należy go brać pod uwagę przy normowaniu życia społecznego. Dziś jednak, w Europie, konfrontowani jesteśmy z wielką antyreligijną i antykulturową rewolucją. Nieprzypadkowo twórcy tej ideologii deklarowali ją pierwotnie jako „kontrkulturę”. Jej ofensywa ma wiele twarzy i odwołuje się do wielu atrakcyjnych współcześnie uzasadnień. Zakaz rytualnego oboju to także jedna z jej odsłon.