Platformo, więcej na ciebie nie zagłosuję! Tak można podsumować przekaz dominujący w mediach lewicowo-liberalnych po piątkowych głosowaniach w sprawie tzw. związków partnerskich.
Przekaz sprowadza się do ostrzeżeń i pogróżek pod adresem PO za „tolerowanie” w jej szeregach czegoś, co nazywane jest frakcją konserwatywną lub grupą Jarosława Gowina. PO ma stracić wyborców, jeśli będzie zbyt konserwatywna.
Z jednej strony mamy tu do czynienia z manipulacją, z drugiej ignorancją mediów. Manipulacja polega na przykład na głoszeniu wiadomości, że internauci mieli zasypać setkami tysięcy e-maili skrzynki posłów PO. Wiadomo jednak, że sprawa dotyczy raptem kilku tysięcy osób, które hurtowo rozsyłają e-maile za pomocą odpowiednich szablonów.
Judzeniem przeciw Jarosławowi Gowinowi należy nazwać doniesienia o frakcji, której rzekomo przewodzi. Po wczytaniu się w nazwiska jej domniemanych członków widać, że są to ludzie z różnych środowisk i często ze sobą skonfliktowani. Fałszem jest też podawanie liczby 46 posłów, którzy głosowali za odrzuceniem wszystkich projektów ustaw w sprawie związków partnerskich, jako grupy, która miała szantażować resztę partii.
Dokładna analiza tego, kto i jak w PO głosował, daje zupełnie inny obraz. Rzeczywiście 46 posłów – w tym Gowin – głosowało za odrzuceniem wszystkich projektów ustaw. Także projektu autorstwa Artura Dunina promowanego jako projekt PO. Ale do tej liczby należy dodać 10 posłów, którzy wstrzymali się od głosu przy propozycji Dunina, a byli przeciw projektom SLD i Ruchu Palikota. Wiadomo z innych głosowań, że ta dziesiątka składa się prawie w całości z posłów konserwatywnych.
Drugą stroną 56-osobowej „grupy konserwatywnej” jest frakcja – o ile można ją tak nazwać – lewicowo-liberalna. To posłowie, którzy głosowali za skierowaniem do komisji wszystkich trzech projektów ustaw. Ta grupa liczy 74 posłów. Warto dodać, że wśród nich jest czterech posłów, którzy w październiku poparli projekt Solidarnej Polski dotyczący zaostrzenia prawa aborcyjnego. Oprócz owej czwórki jest w tej grupie siedmiu posłów, którzy wtedy – wbrew stanowisku klubu – wstrzymali się od głosu. O czym to świadczy? Na pewno o tym, że podziały wewnątrz PO przebiegają po zagmatwanych liniach. Może to też wskazywać na to, że posłowie konserwatywni poddawani są presji ze strony szeroko pojętych środowisk lewicowo-liberalnych.
W czasie piątkowego głosowania okazało się też, że jest duża, 42-osobowa grupa posłów, którzy zagłosowali za całkowitym odrzuceniem projektów SLD i Ruchu Palikota, a poparli skierowanie projektu Dunina do komisji. Wśród nich są osoby znane z poglądów odległych od lewicy, a także kilku posłów, którzy głosowali w październiku za projektem SP. Ich motywacja mogła być różna: od braku odwagi i koniunkturalizmu do chęci zademonstrowania lojalności wobec własnego ugrupowania i niedania satysfakcji przeciwnikom politycznym. Wreszcie część z nich mogła kalkulować w następujący sposób – projekt Dunina trafi do komisji sejmowych, a tam „ukręci mu się łeb”. Lub przynajmniej przetrzyma jak najdłużej.
Obok tej grupy – którą możemy nazwać konserwatywnymi lojalistami – mamy grupę posłów, którzy poparli projekt Dunina, a w przypadku pozostałych głosowali „w kratkę”. Część popierali, część odrzucali, a najczęściej się wstrzymywali. Tak jak lider. Donald Tusk wstrzymał się przy projektach konkurencji, poparł ustawę Dunina. Widać w przypadku tej grupy chęć lawirowania w kontrowersyjnej sprawie. Porównując to do słynnego Konwentu Narodowego z rewolucji francuskiej, nazwa nasuwa się sama – „bagno”. Czyli coś, co boi się zdecydować, czy jest z żyrondystami czy jakobinami.
No i wreszcie najważniejsza rzecz – czy Tusk powinien wyrzucić Gowina i konserwatystów? Odpowiedzią powinny być liczby. W wyborach 2011 r. PO zdobyła ponad 5,5 mln głosów. Ponad 1 proc. tego (62 tys.) zdobył osobiście Jarosław Gowin. Podobnie inny platformerski „homofob” – Marek Biernacki (66 tys.). Cała 46-osobowa grupa zdobyła 700 tys. głosów, wstrzymująca się dziesiątka ponad 120 tys.
Tusk musiałby wyrzucić też dwóch lojalnych wobec niego szefów regionów – Ireneusza Rasia i Damiana Raczkowskiego. A może też trzeciego – Andrzeja Biernata. Bo ten tym razem znalazł się w grupie 10 wstrzymujących się, ale w październiku był liderem tych, którzy poparli antyaborcyjny projekt Solidarnej Polski.
„Rzeź” konserwatystów równałaby się amputacji. Tusk popełnił już wiele błędów, ale nic nie świadczy o tym, że oszalał. Konserwatyści będą rozgrywani między sobą, pacyfikowani, jednak atak frontalny oznaczałby katastrofę dla całej partii.
„Salon” widzi PO na swój obraz i podobieństwo. Rzeczywiście w ostatnich latach Platforma zaczęła dostosowywać się do tegoż obrazu. Jednak całkowite upodobnienie będzie równoznaczne z powrotem do wizerunku Unii Wolności. Ze wszystkimi tego konsekwencjami. A przede wszystkim tą finalną – katastrofą wyborczą.