Tak z grubsza wygląda historia jednego z głupszych antyszczepionkowych fake newsów, który rozprzestrzenia się również po polskich mediach społecznościowych. W skrócie brzmi mi on następująco: "Uwaga! Szczepionki na koronawirusa powstają z tkanek abortowanych płodów!". Na bazie tego – błędnego przeświadczenia – wiele osób wyciąga wnioski, przypominające najczarniejsze sny działaczy pro-file. Na licznych forach internetowych można przeczytać niestworzone teorie, od wizji w której organizacja Planned Parenthood handluje zwłokami niemowląt i abortowanych dzieci, pozyskiwanych przez wielkie korporacje farmaceutyczne, po pojawiające się nawet w mediach mainstreamowych apele do katolików, aby nie przyjmować "nieetycznej szczepionki".
Cała ta historia bazuje jednak na kosmicznym nieporozumieniu i braku wiedzy o procesie badań nad szczepieniami. Owszem, w niektórych przypadkach starszych typów preparatów nieopartych o mRNA, korzysta się z linii komórkowych pobranych od kilku poronionych albo abortowanych w latach 60’ i 70’ płodów z USA. Owe linie komórkowe – a nie jak twierdzą niektórzy "tkanki" – nie służą jednak do "wstrzykiwania do ludzkiego organizmu", ale stanowią środowisko, w którym namnaża się wirusa oraz prowadzi badania – zanim preparaty trafią do etapu testu na ludziach. Ze względów bezpieczeństwa nie stosuje się do tego celu linii komórkowych zwierząt (możliwe reakcje alergiczne), ani dorosłych (możliwe mutacje, które zaburzą wynik badań), ale właśnie "czyste" i niezmutowane linie komórkowe pobrane np. z tkanek nerkowych dziecka.
Owych linii komórkowych nie trzeba pozyskiwać za każdym razem od nowa, multiplikuje się je bowiem sztucznie w laboratoriach od dekad. Jedna z nich o nazwie T-REX 293 HEK – używana jest przy procesie produkcji szczepionki firmy AstraZeneca do wspomnianego już namnażania wirusa i tłumienia ekspresji antygenów. Następnie preparat jest całkowicie oczyszczany, a płyn aplikowany do krwioobiegu pacjentów jest wolny od jakichkolwiek linii komórkowych oraz tkanek pochodzenia ludzkiego.
Dlatego nie istnieją szczepionki "z abortowanych płodów", a jedynie stary i sprawdzony w przypadku np. leczenia nowotworów (linia komórkowa HeLa) mechanizm stymulowania podziałów mitotycznych z pobranych dawno temu linii komórkowych, które działają niczym środowisko testowe we wstępnej fazie tworzenia i badania preparatów. Aby było ciekawiej, dostępna w Unii oraz w Polsce szczepionka Pfizera w ogóle nie posługuje się w fazie produkcji opisaną metodą, bazując na nowocześniejszym rozwiązaniu mRNA, które uczy nasz organizm produkować białka wirusa oraz adekwatne do nich przeciwciała. O ile na każdym etapie badań nad szczepieniami można i należy mieć ograniczone zaufania, weryfikować dane oraz czytać literaturę medyczną - czymś absolutnie szkodliwym jest tworzenie pseudonaukowych teorii, które zniechęcają ludzie na poziomie moralnym. Naprawdę, ruszmy głową, przed podawaniem dalej niesprawdzonych rewelacji, które mają wspólnego z prawdą tyle co krzesło z krzesłem elektrycznym.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.