Czy Grupa Wyszehradzka mówi dziś jednym głosem wobec Rosji?
Jan Parys: Wydaje mi się, że po raz pierwszy od szeregu lat w tej sprawie Grupa Wyszehradzka zaczęła wykazywać jedność. Stwierdzam to z wielką satysfakcją. Dotychczas było tak, że kwestie kłopotliwe, które różniły poszczególne kraje, były omijane, aby nie tworzyć konfliktów. W tej chwili okazało się, że Czechy, a pod ich wpływem również Słowacja, zajmują bardzo krytyczne i trzeźwe stanowisko wobec Rosji. Wiąże się to z tym, co stało się w Czechach. Na terenie tego kraju doszło do dywersji w magazynach wojskowych. Była ona zorganizowana przez rosyjską agenturę.
To niesłychane, żeby w czasach pokoju tego typu operacje dywersyjne były przeprowadzane. Ta operacja pociągnęła za sobą ofiary w ludziach. Nie dziwię się zatem, że czeski rząd zareagował twardo. Czechy i Słowacja były bliskie polskiemu spojrzeniu na Rosję w momencie, gdy wchodziliśmy do NATO. Później było podobnie, kiedy w Polsce i Rumunii były umieszczane wojska Sojuszu Północnoatlantyckiego, wzmacniając jego wschodnią flankę. Teraz po raz trzeci pod wpływem tego aktu dywersji wszystkie kraje Grupy Wyszehradzkiej mają wspólne stanowisko wobec Rosji.
Czy ten brak jednomyślności to już przeszłość, a może ta zmiana ma tylko tymczasowy charakter?
Sądzę, że ta lekcja, którą Czesi otrzymali od dywersantów rosyjskich jest bardzo mocna i nie zostanie szybko zapomniana. Czeski rząd zareagował zresztą w sposób bardzo kategoryczny, usuwając kilkudziesięciu dyplomatów rosyjskich podejrzanych o działalność szpiegowską. Takie kroki są raczej trudno odwracalne. Myślę, że na wiele lat relacje pomiędzy Pragą i Moskwą są mocno wychłodzone.
Nie brakuje głosów, że reakcja Grupy Wyszehradzkiej może skutkować radykalniejszą odpowiedzią Rosji. Jak Pan to skomentuje?
Jest rzeczą normalną, że każdy taki krok jak usuwanie dyplomatów spotyka się z reakcją z drugiej strony. To żadne zaskoczenie, chodzi tylko o to, czy ta odpowiedź jest merytorycznie uzasadniona, czy ma jedynie charakter zemsty, mającej naprawić propagandowy wizerunek. Zobaczymy, jak zachowa się Rosja. Czechy nie są jedynym krajem, które usunęły szpiegów Kremla. Uczyniły to również m.in. Włochy, USA, Rumunia i Polska.
Co sądzi Pan o pomyśle Radosława Sikorskiego dotyczącym "Legionu Europejskiego"?
Wydaje mi się, że jest to pomysł naiwny i oderwany od rzeczywistości. Przede wszystkim kraje, które należą do Unii Europejskiej i jednocześnie do NATO, swój główny wysiłek obronny widzą w Sojuszu Północnoatlantyckim. Nie jest zadaniem UE budowanie własnej siły wojskowej. Trzeba pamiętać o tym, że szereg państw europejskich od wielu lat nie spełnia kryterium nakładów na siły zbrojne, które zostało ustalone przez wszystkich członków NATO.
Nie wyobrażam sobie, żeby nie wypełniając zobowiązań wobec Sojuszu, kraje UE próbowały budować jakąś alternatywną strukturę. Siłą rzeczy musiałoby się to odbywać kosztem NATO. To byłoby zupełnie nieracjonalne. Wspólna polityka obronna w Unii Europejskiej nie ma podstaw, ponieważ nie ma ona wspólnej polityki zagranicznej. Po pierwsze, nie pozwala na to traktat, mówiący, że jest to domena państw członkowskich. Po drugie, UE nie ma wspólnej definicji zagrożeń, które są widziane w różny sposób przez poszczególne kraje. W takich warunkach trudno o wypracowanie wspólnej koncepcji obronnej. Nie wiadomo, jakie siły wojskowe powinny być budowane i przeciwko komu. Z tych powodów uważam, że pomysł pana Sikorskiego jest czysto propagandowy i skierowany do naiwnej publiczności.