Sprzeciw europosła wobec linii Jarosława Kaczyńskiego wynikał bowiem z obrony ładu instytucjonalnego, przywiązania do wprowadzania zmian na drodze ewolucyjnej oraz umiarkowania w działaniu i wyrażanych sądach. Mając świadomość grzechu założycielskiego, jakim był przedwczesny wybór sędziów Trybunału Konstytucyjnego przez sejm zdominowany przez Platformę Obywatelską i Polskie Stronnictwo Ludowe, jak i zacietrzewienia prezesa Andrzeja Rzepińskiego, efektem toczącego się od ponad roku sporu wokół Trybunału, w którym aktywny udział bierze PiS, jest rozmontowanie TK i pozbawienie go autorytetu. Przed tym przestrzega Ujazdowski, podobnie jak przed narastającą temperaturą sporu. Polityk odszedł z partii, ponieważ „nie może akceptować polityki trawiącej potencjał Polski w zbędnych konfliktach” – za co odpowiada zarówno strona rządowa, jak i opozycja. Wraz z jego odejściem w PiS zabraknie odważnego głosu, który będzie o tym przypominał.
Były minister kultury odszedł, by być w zgodzie z własnym sumieniem – co nie będzie miało większego wpływu na rzeczywistość. Politycy pomówią o tym chwilę, ja napiszę ten tekst, ale Ujazdowski najprawdopodobniej ani nie wzmocni żadnej z istniejących partii, ani nie założy nowej. Jego wieloletnia aktywność polityczna pokazała, że nie jest w stanie zbudować niczego silniejszego od elitarnej intelektualnie partii kanapowej, która stałaby się częścią większego ugrupowania. Tak było z kolejnymi stronnictwami, do których należał w latach 90-tych XX wieku, tak było, gdy kierowane przez niego Przymierze Prawicy zostało wchłonięte przez znacznie mniej liczne Prawo i Sprawiedliwość, tak było z Polską XXI. Brak mu charyzmy i politycznego cwaniactwa, które czyniłyby z niego potencjalnego lidera większego ugrupowania. Być może skończy się na powrocie do PiS, jak to miało już raz miejsce w 2011 roku, a być może na samodzielnym starcie w wyborach do Senatu za niecałe 3 lata.
Mimo to decyzja o odejściu spotkała się z ostrym atakiem ze strony jego byłych kolegów partyjnych. Ryszard Terlecki stwierdził nawet, że Ujazdowski zachowałby się honorowo, gdyby zrzekł się mandatu europosła. Honoru uczy go więc człowiek, który daleko idące uszczuplenie pakietu demokratycznego (autorstwa PiS!) uzasadnił tym, że „inna była sytuacja, gdy byliśmy w opozycji, a inna, gdy rządzimy”, a rok 2017 chciał ogłosić rokiem Edwarda Rydza-Śmigłego, Naczelnego Wodza, który we wrześniu 1939 roku uciekł do Rumunii. Ujazdowski miał zostać europosłem „dzięki PiS”, choć przecież równie dobrze mógłby przegrać konkurencję z innym kandydatem startującym z tej samej listy – jak to stało się z Waldemarem Paruchem, którego w okręgu lubelskim prześcignął w tych samych wyborach Mirosław Piotrowski, pokłócony z Jarosławem Kaczyńskim i umieszczony na 2. miejscu listy PiS dzięki osobistej rozpoznawalności w regionie i poparciu Ojca Dyrektora. Czy o. Tadeusz Rydzyk mógłby domagać się od niego zrzeczenia się mandatu, gdyby zrezygnował z felietonów na antenie Radia Maryja?
„Na froncie nie uruchamia się klubów dyskusyjnych” – stwierdził w rozmowie z DoRzeczy.pl Ryszard Czarnecki. Ta wypowiedź pokazuje, że odejście Ujazdowskiego było nieuniknione, bo według tego polityka wcale nie ma żadnego frontu i nie powinno być żadnej wojny. Nie bił się w cudze piersi, wymagał od swojego obozu ugodowej postawy, nawet jeśli druga strona nie gra czysto. PiS będzie mógł już bez balastu iść na ostateczne zderzenie z opozycją histeryczną, na które ta również radośnie się szykuje.
Niedługo na stronie DoRzeczy.pl ukaże się polemika ze słowami autorami.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.