Grupa migrantów od ponad trzech tygodni koczuje w pobliżu granicy polsko-białoruskiej na wysokości miejscowości Usnarz Górny (woj. podlaskie). Według Straży Granicznej grupa liczy 24 osoby, które znajdują się po białoruskiej stronie granicy. Zdaniem fundacji Ocalenie, której pracownicy i wolontariusze komunikują się z migrantami przez megafony, w obozowisku są 32 osoby.
We wtorek w TVN24 dziennikarz Konrad Piasecki pytał wiceministra spraw zagranicznych Marcina Przydacza, "czy nie możemy wpuścić tych 32 osób i uczynić tę granicę naprawdę na tyle szczelną, żeby to nie był sygnał: przyjeżdżajcie do Polski, tylko raczej sygnał: wykonaliśmy gest humanitarny wobec tych osób, a wobec wszystkich innych tego gestu nie będzie, dlatego że nie będą się w stanie dostać nawet w okolice polskiej granicy".
Przydacz: Wpuszczenie tych ludzi to przekroczenie prawa
– Namawia pan redaktor do złamania prawa polskiego, do złamania prawa unijnego. Wpuszczenie tych ludzi jest przekroczeniem prawa, to po pierwsze – odpowiedział dziennikarzowi Przydacz. – Po drugie, jest ustępstwem wobec Łukaszenki, który tylko zobaczy, że w ten sposób może rozgrywać polską debatę publiczną, decydentów politycznych. Wystarczy, że wznieci debatę publiczną w mediach, a media taki nacisk na decydentów wywrą, że ci złamią prawo i ich wpuszczą – tłumaczył.
– Po trzecie, za tą grupą (migrantów koczujących na granicy – red.) przyjdzie kolejna setka, a za tą setką przyjdzie kolejny tysiąc i w ten sposób dzięki naciskowi aktywistów czy mediów pokażemy, że szlak północny migracyjny jest otwarty – powiedział wiceszef MSZ.
Czytaj też:
Repetowicz: Wszystko wskazuje na to, że Łukaszenka się przeliczyłCzytaj też:
Polaków zapytano o budowę płotu na granicy. Są wyniki sondażu