W tej sprawie tak naprawdę nie chodzi wcale o niewpuszczenie mnie do Wielkiej Brytanii. Brytyjczycy mają oczywiście prawo wpuszczać do swego kraju bądź nie wpuszczać do niego kogokolwiek, nawet w sposób bardzo przykry dla jego rodziny. Inna sprawa, że mają prawo robić to z każdego innego powodu albo nawet nie podając w ogóle żadnego powodu, ale nie z powodu czyichś poglądów politycznych. Wielka Brytania jest bowiem sygnatariuszem międzynarodowych konwencji, które stanowią jasno, że nikt nie może być traktowany inaczej od innych z powodu swoich przekonań, szczególnie politycznych. Pismo, które dostałem od brytyjskiego Immigration Office, jest więc, jak sądzę, deliktem dla Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.
Ale to nie byłoby warte Państwa uwagi. Prawdziwym problemem jest zniesławienie. Zniesławienie nie tylko mnie, konkretnego pisarza i dziennikarza z Polski, lecz także tej części Polski i polskiej sceny politycznej, z którą moja działalność jest kojarzona.