W rozmowie z portalem wPoliyce.pl ekspert wskazał, że wzrost napięcia między Polską a Białorusią, wynikający z działań Mińska, jest tym, czego można było się spodziewać.
– Najwyraźniej to, co działo się dotąd, nie spowodowało osiągnięcia zamierzonych celów przez Łukaszenkę, czyli granica nie pękła. Nie sprowokowano też odpowiedzi ogniowej ze strony polskiej, ale ponieważ potrzeba propagandowa zaistnienia takiego wydarzenia nawet w charakterze fake newsa istnieje, w związku z czym ten etap wojny propagandowej został podjęty – ocenia prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski.
"Tak trzeba to interpretować"
Politolog podkreśla: – Nie powinniśmy być zdziwieni, kiedy doniesienia o rzekomym otwieraniu ognia przez polskie służby będą się nasilały. To jest niestety przygotowaniem do realnego incydentu zbrojnego, czyli ktoś ze strony białoruskiej otworzy ogień, twierdząc później, że uczynił to w samoobronie. Kolejny etap, coraz groźniejszy, mamy jak sądzę przed sobą. Tak niestety trzeba to interpretować.
Prof. Żurawski vel Grajewski pytany, czy Łukaszenka ma świadomość, że rosnąca liczba migrantów to porblem także Białorusi, mówi: – Przekaz medialny jest absolutnie kontrolowany przez rząd i jednocześnie skala represji w razie konieczności wyrzucenia tych ludzi też nie będzie podlegała kontroli żadnej opinii publicznej, nikt się tam przed nikim nie będzie tłumaczył. W związku z tym trzeba pamiętać, że ta skala problemu politycznego i wizerunkowego, przed którą stoi rząd Polski, nie powtórzy się w wypadku akcji reżimu Łukaszenki.
Czytaj też:
Straż Graniczna: Białorusini zwożą kolejne grupy cudzoziemców