Kariera Liu Guangyuana po opuszczeniu Warszawy rozwinęła się bardzo dynamicznie. Został on komisarzem Ministerstwa Spraw Zagranicznych Chińskiej Republiki Ludowej w Specjalnym Regionie Administracyjnym Hongkongu. Można zatem śmiało ocenić, że tym samym stał jedną z najważniejszych osób w zbuntowanym mieście, a jednocześnie Pekin nałożył na niego niezwykle trudne zadanie integracji byłej brytyjskiej kolonii z centralnymi Chinami.
W najnowszej publikacji Liu Guangyuan stara się wyjaśnić, w jaki sposób historia współczesnych Chin świadczy o zaangażowaniu Partii Komunistycznej w demokrację i dlaczego Chiny zasługują na miano demokracji ludowej. Wywód jest obszerny i pełen przykładów, a Państwo Środka zostało w nim ukazane jako obrońca prawdziwej demokracji. Czytamy: „Od czasów „głosowania fasolą” w Yanan, gdzie Chińczycy głosowali nasionami fasoli zamiast kart papierowych, aby zapewnić dostęp do urn analfabetom, przez uchwalenie pierwszej konstytucji Chińskiej Republiki Ludowej w 1954 roku, aż po niedawne wprowadzenie ważnej koncepcji „demokracji całego procesu”, stopniowo ukształtowała się socjalistyczna demokracja o chińskiej charakterystyce” – napisał.
Kluczowe dla zrozumienia tej argumentacji wydaje się stwierdzenie o „chińskiej charakterystyce”. Każdy, kto zajrzał do chińskiej konstytucji, czy tej z 1954 roku, czy obecnej po kilku nowelizacjach, wie, że ma ona niewiele wspólnego z aktem prawnym w zachodnim rozumieniu. Już podczas czytania preambuły, możemy mieć bardziej poczucie obcowania z powieścią fantasy niż ustawą zasadniczą: „Chiny to jeden z krajów o najdłuższej historii na świecie. Chińczycy wszystkich grup etnicznych wspólnie stworzyli jej wspaniałą kulturę i mają dumną rewolucyjną tradycję” – czytamy we wstępie.
Przy takich zapisach, jak przykładowo artykuł 4, możemy mimowolnie uśmiechnąć się pod nosem, znając doniesienia dotyczące Ujgurów z Xinjiangu: “Wszystkie grupy etniczne Chińskiej Republiki Ludowej są równe. Państwo chroni słuszne prawa i interesy wszystkich mniejszości etnicznych oraz wspiera stosunki równości, jedności, wzajemnej pomocy i harmonii między wszystkimi grupami etnicznymi”. Najważniejszy pozostaje jednak fakt, że chińska ustawa zasadnicza po prostu nie posiada rzeczywistej roli prawnej. Nie można się na nią powołać w postępowaniu sądowym, ani cywilnym, ani karnym, o czym dobitnie świadczy znany na całe Chiny przypadek uczennicy Qi Yuling z 2001 roku.
Retoryka zimnowojenna
Komisarz Liu Guangyuan jednak zna wszystkie te zawiłości z pewnością lepiej niż większość zachodnich ekspertów. Jego publikacja zatem nie ma na celu sporu o fakty, a stanowi deklarację polityczną. Już od dłuższego czasu obserwujemy zaostrzenie chińskiej retoryki wobec Zachodu, a w szczególności Stanów Zjednoczonych. Nie jest tego pozbawiony również artykuł Liu: „Ku naszemu przerażeniu Stany Zjednoczone, ze swoją interwencjonistyczną arogancją, zamknęły oczy na swoje problemy w kraju oraz własne wady demokracji, czy łamania praw człowieka, i nadal mają obsesję na punkcie sprzedaży swojego modelu demokracji reszcie świata” – czytamy. Ocenia on również: „USA ignorują odmiennie warunki narodowe w innych krajach i nie szanują wyborów innych narodów. To samo w sobie jest niedemokratyczne. Historia raz po raz pokazuje, że eksportowanie modeli politycznych po prostu nie działa” – pisze Liu.
Na koniec były chiński ambasador w Polsce bardzo ostro krytykuje USA za organizację „Szczytu na rzecz demokracji” i pisze o pragnieniu militaryzacji demokracji. „Motywy tego działania pozostają jasne – ożywić mentalność z czasów zimnej wojny, podżegać do podziałów i konfrontacji oraz za wszelką cenę chronić swoją hegemonię. Te tak zwane szczyty „demokracji” to farsa. USA nie stworzą dla świata nic, prócz zrobienia sobie z niego żartów” – ocenia Guangyuan.
Gwałtowne słowa Liu świadczą o tym, że Chińczykom powoli puszczają nerwy. Państwo Środka jest zmęczone ciągłymi pouczeniami ze strony Zachodu odnośnie do standardów demokracji. Wypowiedzi różnych chińskich polityków i dyplomatów stają się coraz mocniejsze. Pytanie zatem, czy chińska retoryka stopniowo sama nie zaczyna przypominać zimnowojennej? Czy Chiny nie chcą wybawić świata od amerykańskiej demokracji? Żyjemy niewątpliwie w ciekawych, ale i niebezpiecznych czasach.
Czytaj też:
Dyplomatyczna pustka