Był kiedyś książę. Najpierw uwielbiany, potem przeklęty. Nazywał się Juan Carlos. Właściwie nie był księciem, tylko wnukiem króla. Ale króla bez królestwa, skazanego na wygnanie. Jego prawdziwym krajem, tym, którym jego przodkowie Burbonowie rządzili od trzech wieków, jest Hiszpania.
Osiemdziesięciotrzyletni Juan Carlos, łowca słoni i spódniczek, beztroski sybaryta, przeżywa teraz epilog życia w emiracie Abu Zabi, w klimatyzowanej rezydencji z widokiem na morze. Samotny wódz, opuszczony przez naród jest dla lewicowej Hiszpanii krępującym złogiem przeszłości w czasach transparentności, poprawności politycznej i obyczajowej. W sierpniu 2020 r., sześć lat po tym, jak zrzekł się tronu na rzecz syna Felipe VI, eksmonarcha dobrowolnie opuścił Hiszpanię. Chciał udać się do Portugalii, gdzie kiedyś mieszkał, ale ta wydawała się zbyt bliska. Zasugerowano, żeby wybrał miejsce bardziej odległe, miejsce, z którego nie będzie przeszkadzał monarchii. I Juan Carlos zniknął z pola widzenia.
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.