Dostojewski: Katolicyzm jest gorszy od ateizmu
  • Maciej PieczyńskiAutor:Maciej Pieczyński

Dostojewski: Katolicyzm jest gorszy od ateizmu

Dodano: 
Książka, zdjęcie ilustracyjne
Książka, zdjęcie ilustracyjne Źródło:Obraz Dariusz Sankowski z Pixabay
Polonofobia autora „Zbrodni i kary” wynika z jego antykatolickiego konserwatyzmu. Dostojewski nienawidził Polaków za to, że należą do świata Zachodu. Dlatego powinniśmy być mu wdzięczni – nikt tak dobitnie jak on nie udowodnił, że nie pasujemy do „ruskiego świata”.

11 listopada minęło 200 lat od narodzin jednego z najwybitniejszych i najbardziej popularnych na świecie pisarzy rosyjskich. Twórczość Fiodora Dostojewskiego w ogromnej mierze ukształtowała stereotypowy obraz Rosji i Rosjan na Zachodzie, w tym również w Polsce. Obraz, owiany tajemnicą „szerokiej duszy, zbyt nawet szerokiej”. W tej słynnej frazie chodziło o duszę człowieka w ogóle, ale utrwaliło się przekonanie, iż owa „szerokość” – od świętości do grzechu, od miłości do nienawiści, od gościnności do agresji – jest typowa właśnie dla rodaków Dostojewskiego. Ponadto, wielu polskich i zachodnich prawicowców może uwodzić intelektualnie konserwatyzm wielkiego pisarza. Konserwatyzm prawosławny, czyli chrześcijański, czyli nie tak odległy od naszego, polskiego, katolickiego tradycjonalizmu – wydawałoby się. W końcu Dostojewski głosi „hosannę”, nawet jeśli przeszła ona przez „ognisty piec zwątpienia” – a w jego powieściach (dosłownie) krwawą walkę między grzechem a świętością w końcu wygrywa to drugie – a najczęściej po prostu grzesznik staje się świętym. A poza tym, jak wiadomo, Fiodor Michajłowicz był radykalnym krytykiem socjalizmu. Przed rewolucją ostrzegał pośrednio w powieści „Biesy”, która była jednym wielki pamfletem konserwatysty, wymierzonym przeciwko ówczesnej lewicy radykalnej. Tak, autor „Idioty” był ze wszech miar pisarzem chrześcijańskim i antykomunistą. Tyle że jednocześnie – pisarzem antykatolickim, antypolskim i antyzachodnim. Tak, to jest możliwe. Przeglądając się w zwierciadle poglądów Dostojewskiego, polscy konserwatyści zobaczą lewaków, zaprzedanych zgniłemu Zachodowi... Jak to wytłumaczyć?

Dostojewski uważał, że współczesną mu Europę Zachodnią toczą cztery chore ideologie: kapitalizm, socjalizm, katolicyzm i protestantyzm. Polskiemu czytelnikowi może się wydawać, że nic ich ze sobą nie łączy. Tymczasem z punktu widzenia Dostojewskiego wspólnym ich mianownikiem było materialistyczne, pozbawione duchowości podejście do świata. Kapitalizm i socjalizm zajmują się nie tym co trzeba – szukają odpowiedzi na „wieczne pytania” w sferze ekonomii, próbując rozwiązać problemy człowieka za pomocą bożka, jakim jest pieniądz. Z kolei protestantyzm i katolicyzm tylko z pozoru są religiami. Tak naprawdę bowiem rozum i „ten” świat stawiają wyżej niż wiarę i Królestwo Niebieskie. To fundamentalna różnica pomiędzy rosyjskim a polskim – i szerzej, zachodnim – konserwatyzmem. Polska prawica, przesiąknięta typowo zachodnim racjonalizmem, raczej szuka dowodów na istnienie Boga, niż pokłada wiarę – nomen omen – w samej wierze. W dużym, ale uzasadnionym uproszczeniu: polscy katolicy starają się przekonać lewackich ateistów, że nie są oderwanymi od rzeczywistości świrami, którzy przeleżeli pod lodem wszystkie naukowe odkrycia, ale że przeciwnie – ich wiara jest nie mniej rozumowa niż rozum racjonalistów. Bo w świecie Zachodu to właśnie ratio jest najwyższą wartością. W XV w. renesansowy humanizm sprawił, że w centrum uwagi Boga zastąpił człowiek, a dokładniej – człowiek rozumny, a już niekoniecznie człowiek wierzący. A jeśli wierzący, to w sposób racjonalny. W Rosji nie było Renesansu, a średniowiecze na dobrą sprawę skończyło się dopiero pod koniec XVII w. Dlatego też rozum nie wyparł wiary, która pozostała irracjonalna, niezależna od nauki. Według Dostojewskiego protestantyzm i katolicyzm to chrześcijaństwo wypaczone przez antyreligijny racjonalizm. Prawdziwe chrześcijaństwo to prawosławie, które zachowało swój mistyczny, pozarozumowy charakter. Dostojewski, jako prawosławny tradycjonalista, nie tylko nie chce, by świat zmieniały lewicowe rewolucje (to jeszcze łączyłoby go z zachodnimi konserwatystami). Chce on dodatkowo, by świat zmieniała wyłącznie miłość Chrystusa – nie żadne tam reformy. Ponadto, nienawidzi on typowego dla Zachodu indywidualizmu. Przy czym nie tylko lewackiego indywidualizmu, który w zrozumiały dla polskiego czytelnika sposób można streścić za pomocą frazy „róbta co chceta”. Nienawistna jest mu także godność osoby ludzkiej w sensie katolickim. Jednostka musi się rozpłynąć w kolektywie – wspólnocie prawosławnych chrześcijan. Jednostka jest niczym, a wspólnota – wszystkim. Stąd nienawiść zarówno do katolicyzmu, jak i do kapitalizmu. To, co na Zachodzie dziś wydaje się lewicowe, dla Rosji i Dostojewskiego jest częścią rodzimej, chrześcijańskiej tradycji, czyli jest… prawicowe. Kolektywizm jest częścią rosyjskiej tradycji, a nie spadkiem po narzuconym siłą marksizmie. Reasumując: Zachód jest zły (w sensie religijnym wręcz), bo stawia na materię i jednostkę, a trzeba postawić (jak Rosja) na ducha i wspólnotę. Antykomunista Dostojewski ową wspólnotowość (wspólnotowość ducha, a nie materii!) nazywa nawet przewrotnie „rosyjskim socjalizmem”. To „dobry” socjalizm, bo nie chodzi w nim o pieniądze, tylko o wiarę. Jak pisał w „Dzienniku pisarza”, „Nie w komunizmie, nie w mechanicznych formach tkwi socjalizm rosyjskiego ludu: wierzy on, że zbawi go w końcu tylko powszechne zjednoczenie w imię Chrystusa. Oto nasz rosyjski socjalizm”.

Główny (i tytułowy) bohater powieści „Idiota”, w zamyśle „pozytywnie piękny człowiek” (w sensie duchowym), w notatkach nazywany przez samego pisarza nieprzypadkowo „księciem Chrystusem”, wygłasza taką oto tyradę: „Katolicyzm rzymski jest nawet gorszy od samego ateizmu (…) Ateizm głosi nicość, a katolicyzm idzie dalej: głosi Chrystusa sfałszowanego, zakłamanego i zbezczeszczonego (…) głosi Antychrysta (…) katolicyzm nie jest nawet wiarą, jest kontynuacją Zachodniego Imperium Rzymskiego (…) Papież zagarnął ziemię, tron ziemski i ujął miecz w rękę (…) wszystko, wszystko sprzedano za pieniądze, za podłą władzę świecką”. Według Dostojewskiego Rzym zgrzeszył, przejmując racjonalizm w spadku po antyku. A jeszcze bardziej zgrzeszył, tworząc Królestwo Boże na ziemi. To zdaniem pisarza dowód podyktowanego racjonalizmem zwątpienia Zachodu – nie wierząc na sto procent w Boga, Zachód postanowił zbudować Kościół na ziemi, na wypadek, gdyby jednak po tamtej stronie była pustka. Z kolei dogmat o nieomylności papieża to dowód na papieską tyranię – władza jednostki nad Kościołem to dodatkowo grzech indywidualizmu. Oczywiście, tyranii carskiej Dostojewski w ten sam sposób bynajmniej nie traktował – tyle że car, pomimo swojego związku z prawosławiem (które było oficjalną ideologią państwa), jednak głową Kościoła nie był...

Zdaniem Dostojewskiego, Kościół, ustanawiając papiestwo, uległ pokusie władzy – przyjął zatem to, co Chrystus odrzucił na pustyni. Prawdziwe chrześcijaństwo, przekonuje Dostojewski, nie potrzebuje Kościoła (sam był raczej zwolennikiem ludowego prawosławia, niż wielkim orędownikiem oficjalnej Cerkwi), tylko mistycznej więzi z Bogiem. Prawdziwe chrześcijaństwo, pozarozumowe, ociera się o szaleństwo – w końcu jednym z największych fenomenów rosyjskiego prawosławia (ludowego właśnie, niekanonicznego) jest fenomen jurodstwa, czyli „szaleństwa chrystusowego”. Oczywiście, jedynym nosicielem „prawdziwego” chrześcijaństwa jest Rosja – „Trzeci Rzym”. Polaków Dostojewski nienawidził nie tylko dlatego, że walczyli o wyzwolenie swojej ojczyzny spod władzy cara, którego pisarz wielbił miłością wielkoruskiego szowinisty. Nienawidził ich również za wszystko to, co w nich zachodnie. Czyli: za katolicyzm właśnie, a także za związany z nim (poprzez godność jednostki) gen wolności, który uformował się na gruncie indywidualizmu (niezrozumiałego dla kochających wspólnotę Rosjan) i buntowniczości (niezrozumiałej dla pokornych z natury prawosławnych Rosjan). Co nie oznacza, że Dostojewski potępiał wolność jako taką. Przeciwnie: uważał ją za niezwykle istotną wartość. Tyle że to wolność inna niż ta zachodnia, katolicka, protestancka czy kapitalistyczna. To wolność na poziomie ducha – wolność wewnętrzna. Wolność wyboru pomiędzy świętością a grzechem. Pozornego wyboru, bo na koniec i tak zatriumfuje świętość. Chrześcijanin może więc sobie wybierać, czy grzeszyć czy nie, ale gdy dumnie rzuca wyzwanie potężnej Rosji – popełnia grzech pychy, za który czekać go może tylko zasłużona kara. Może w ramach wolności wyboru zabijać staruszki, grozić śmiercią własnemu ojcu, gwałcić małe dziewczynki, zdradzać i przepijać z kochanką majątek swojej narzeczonej – ale to wszystko drobne grzeszki, za które później może się pokajać i dostąpić zbawienia. Wyzwanie rzucone Rosji – to już grzech śmiertelny. Tak dokonany wybór w ramach wolności wyboru musi doprowadzić do klęski i dyskredytacji piórem samego pisarza.

Światopogląd, głoszony przez autora „Zbrodni i kary”, jest dowodem na to, że można być konserwatystą i nienawidzić Zachodu, Kościoła i kapitalizmu. Tyle że trzeba być konserwatystą rosyjskim. To też prawica, tyle że inna niż nasza, polska. Bóg Dostojewskiego jest Bogiem chrześcijańskim, ale z Bogiem katolickim ma bardzo niewiele wspólnego. Wyraźnie w twórczości autora „Zbrodni i kary” zaznacza się granica pomiędzy Zachodem a Rosją. Pomiędzy indywidualistycznym, katolicko-protestanckim, komunistyczno-kapitalistycznym, materialistycznym, racjonalistycznym Zachodem a kolektywistyczną, prawosławną, wspólnotową, uduchowioną, irracjonalną Rosją. Z tej perspektywy polska prawica nie może uważać Dostojewskiego jako swojego duchowego przewodnika. Może natomiast być mu wdzięczna. A to dlatego, że Dostojewski dostarcza bardzo przekonujących dowodów na to, że Polska jest organiczną częścią Zachodu. Zarówno lewacka, jak i prawacka Polska. Antykatolicka, jak i katolicka. Bo przecież zarówno Robert Biedroń jak i abp Marek Jędraszewski to ludzie Zachodu – ich światy walczą ze sobą na jednym, wspólnym polu indywidualistycznego racjonalizmu.

Czytaj też:
Dostojewski na nowo czytany

Czytaj także