Kliczko: Gdybym uciekł, byłaby to zdrada i już nigdy nie mógłbym spojrzeć w lustro

Kliczko: Gdybym uciekł, byłaby to zdrada i już nigdy nie mógłbym spojrzeć w lustro

Dodano: 
Mer Kijowa Witalij Kliczko
Mer Kijowa Witalij Kliczko Źródło: PAP / Adam Warżawa
Mer Kijowa Witalij Kliczko deklaruje, że będzie walczył o swoje miasto i kraj do samego końca.

"Zostajemy tutaj i będziemy walczyć" – powiedzieli w wywiadzie dla "Welt am Sonntag" mer Kijowa Witalij i jego brat Wołodymyr. Dla mera Kliczki byłoby "naprawdę żenujące", gdyby teraz, jako szef władz ukraińskiej stolicy, miał opuścić swój kraj.

"Gdybym uciekł, byłaby to zdrada i już nigdy nie mógłbym spojrzeć w lustro. Zostaniemy tu na zawsze" – powiedział. "To wzruszające widzieć, jak bardzo nasi ludzie walczą o swoje prawa" – stwierdził Witalij Kliczko.

"Nie chodzi tylko o Ukrainę, ale także o pokój na świecie" – podkreślił z kolei Wołodymyr Kliczko. I dodał: "Jeśli wybuchnie jedna z naszych elektrowni jądrowych, może to być koniec Europy".

"To nie było ich celem". Brytyjczycy obnażają plan Rosji

"Zaproponowane przez Rosję zawieszenie broni w Mariupolu było prawdopodobnie próbą uniknięcia międzynarodowego potępienia i jednocześnie daniem sobie szansy na przygotowanie sił do wznowienia działań ofensywnych. Oskarżając Ukrainę o złamanie porozumienia, Rosja prawdopodobnie dąży do przeniesienia odpowiedzialności za obecne i przyszłe ofiary cywilne w mieście" – czytamy w opublikowanej w sobotę przez brytyjski MON aktualizacji wywiadowczej.

Polska Agencja Prasowa przypomina, że wcześniej w sobotę rada miejska Mariupola poinformowała, że wokół miasta nadal prowadzony był ostrzał, co uniemożliwiało planowaną na przedpołudnie ewakuację cywilnych mieszkańców.

Strona ukraińska podała, że "rosyjska armia kontynuuje ataki rakietowe i bombowe na Mariupol, Wołnowachę i inne miasta, łamiąc ustalenia w sprawie korytarzy humanitarnych i ignorując apele organizacji międzynarodowych".

Czytaj też:
"Wall Street Journal" chwali Polskę. "Setki wolontariuszy, wielka mobilizacja"

Źródło: "Welt am Sonntag"/Deutsche Welle/PAP
Czytaj także