DoRzeczy.pl: Jak wskazuje nowy sondaż Instytutu Badań Rynkowych i Społecznych dla Radia ZET, Prawo i Sprawiedliwość na razie nie musi martwić się o poparcie społeczne i wynik w ewentualnych wyborach. Czy pana zaskakuje wynik PiS?
Dr Bartłomiej Biskup: Nie powiedziałbym, że Prawo i Sprawiedliwość może być tak do końca spokojne. Może o wygranie wyborów, ale co później? Co z większością? Sondaże dla PiS są stabilne od dłuższego czasu. Owszem obserwujemy lekkie przepływy elektoratu, zwyżki i zniżki, jednak to niewiele zmienia w przypadku koalicji rządzącej. Na notowania mogą wpływać czynniki zewnętrzne i to może być problem, jednak proszę zwrócić uwagę na fakt, że niewiele się dzieje na opozycji. Od czasu, kiedy spadły notowania ugrupowania Szymona Hołowni, obserwujemy sporą stabilizację notowań. Ciekawym zjawiskiem jest też trwały spadek notowań Konfederacji, co ma związek z wojną na Ukrainie i stosunkiem tego ugrupowania do tego problemu.
Platforma Obywatelska w ubiegły weekend zorganizowała konwencję. Po raz kolejny tak naprawdę niczego nowego się nie dowiedzieliśmy. Dlaczego w takim razie największa partia opozycyjna robi takie wydarzenia?
Myślę, że konwencja PO miała swój cel, a była nim bardziej wewnętrzna mobilizacja, niż dotarcie do nowych wyborców. Właśnie dlatego czasami robi się takie konwencje, żeby mobilizować własnych działaczy, wzmocnić poczucie bycia drużyną. Dodatkowo możne to służyć też do odbycia wielu nieformalnych spotkań i rozmów i zebrań wewnątrz partyjnych. Podano również w którym kierunku idziemy, czyli na walkę z ekipą rządzącą, może też trochę z kościołem.
Na opozycji trwa dyskusja dotycząca przyszłorocznych wyborów parlamentarnych. Donald Tusk ewidentnie dąży do jednej listy, ale czy to się może udać?
Z badań nie wychodzą jednoznaczne wskazania, co jest najbardziej opłacalne. Oczywiście jedna lista byłaby najbardziej opłacalna, ale pod warunkiem, że wszystkie partie zechciałby tworzyć taki blok, czy przyszły rząd już przed wyborami. Musimy pamiętać, że wówczas może odpłynąć część elektoratu, który uzna, że lista jest zbyt szeroka. Skrajna lewica nie będzie głosować na prawicę itd. Dodatkowo mniejsze partie będą sceptycznie podchodzić do takiego pomysłu. Spójrzmy, jaki sukces odniósł Grzegorz Schetyna, gdy połączył się z Nowoczesną, a w tej chwili tej partii już nie ma. Zawsze jest tak, że najsilniejszy koalicjant będzie chciał dominować. Pytanie jak oni się mają odróżnić? Jak podzielić miejsca na listach wyborczych? W takich sytuacjach odbywa się walka przy zielonym stoliku. Ile miejsc dla PO, ile dla PSL, czy Zielonych? Kto na jakich miejscach? To wszystko jest trudne, a może okazać się nawet niemożliwe do poukładania.
Czytaj też:
Posłowie Konfederacji bez immunitetów? Wniosek Komendy Głównej PolicjiCzytaj też:
Najnowszy sondaż poparcia. Czy przyniósł duże zmiany?
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.