Pytany w TVP Info, co oznaczają słowa kanclerza Olafa Scholza o tym, że "Niemcy mają przejąć odpowiedzialność za Europę i świat", Legutko odparł: – To ma oznaczać właściwie kontynuację tego samego, pokazuje chorobę Unii Europejskiej.
– To, co obserwujemy przez ostatnie miesiące, to jest żywy dowód klęski niemieckiego przywództwa. Nie oszukujmy się, Niemcy przecież były tym krajem, który miał decydujący głos w dotychczasowej polityce unijnej – podkreślił.
Dodał, że "w normalnej sytuacji i w dobrze funkcjonującej demokracji przywództwo, które się nie sprawdza, zostaje wyrzucone". – Oni powinni odejść. Tymczasem nie tylko nie odchodzą, ale jeszcze mają czelność i mówią: w takim razie my dalej będziemy rządzić, a nawet musimy mieć jeszcze większą władzę, taką, żeby żaden kraj nie mógł zablokować naszych decyzji – stwierdził Legutko.
Jego zdaniem "zasada większości w tej chwili właściwie funkcjonuje", ale Niemcy "chcą to prawnie przypieczętować".
Wojna na Ukrainie. Niemcy we mgle
Niemiecki rząd pod kierownictwem Olafa Scholza jest krytykowany za brak zdecydowanych decyzji w sprawie wsparcia Ukrainy i chęć utrzymania dobrych stosunków z Rosją za wszelką cenę, nawet mimo wojny rozpętanej przez Władimira Putina.
Rosyjska inwazja na Ukrainę trwa od 24 lutego i przekształciła się w największy konflikt zbrojny w Europie od momentu zakończenia II wojny światowej, a do tego wywołała ogromny kryzys migracyjny – z Ukrainy uciekło za granicę ponad 8 mln ludzi, z czego najwięcej (4,7 mln) do Polski.
Moskwa nie nazywa swoich działań wojną, lecz "specjalną operacją wojskową" i domaga się od Kijowa "demilitaryzacji i denazyfikacji" Ukrainy. Za informowanie o sytuacji na froncie nie tak, jak życzy sobie Kreml (np. podawanie prawdy o zabitych żołnierzach rosyjskich), grozi nawet do 15 lat więzienia.
Czytaj też:
Sienkiewicz: Niemcy ostatecznie zaprzepaściły swoją szansę na przywództwo w EuropieCzytaj też:
Prof. Kucharczyk: Kreml zaciera ręce, bo widzi słabość Niemiec