Skoro nie sprawdziła się ustawa „Węgiel Plus”, ponieważ „składy nie chcą współpracować”, to wymyślono ustawę „Węgiel Plus 2.0”, w ramach której każdy ogrzewający się piecem na paliwo stało ma prawo do jednorazowego dodatku w wysokości 3 tys., co będzie nas kosztować 11,5 mld zł. Pieniądze, podobnie jak w przypadku poprzedniej ustawy, mają pochodzić z funduszu przeciwdziałania COVID.
To jest nonsens praktycznie na każdym poziomie. I żeby był to tylko zwykły nonsens – ale nie, to nonsens, który dodatkowo napędzi rozbuchaną inflację. W końcu wrzucenie na rynek 11,5 mld zł to nie w kij dmuchał.
Rozbierzmy ten rządowy koncept na czynniki pierwsze.
Po pierwsze – co pisałem już przy okazji ustawy „Węgiel Plus” – od dopłat węgla nie przybędzie. Zaś polskim problemem jest brak węgla. Może jest to dla rządowych geniuszy zaskoczenie, ale w gospodarce – poza ściśle centralnie planowaną, ale może i do tego dojdziemy – działa prawo podaży i popytu: im towar jest rzadszy i zarazem potrzebniejszy, tym jest droższy. Węgiel jest dla wielu ludzi niezbędny oraz go brakuje. Dlatego jest drogi. To się nie zmieni od wprowadzenia opłat.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.