Chełminiak recenzuje: Sługa Francji

Chełminiak recenzuje: Sługa Francji

Dodano: 
Sala kinowa, zdjęcie ilustracyjne
Sala kinowa, zdjęcie ilustracyjne Źródło:Unsplash / Kilyan Sockalingum
Wiesław Chełminiak | Vincent od dziecka chciał pracować w budżetówce, żeby się nie przemęczać oraz móc za darmo rozmawiać przez telefon.

Niestety, rząd wypowiedział wojnę leniwym urzędnikom i nasz bohater, mając lat 45, dostał propozycję nie do odrzucenia. Zostanie zredukowany jak doktor Murek albo pożałuje, że się urodził. Niezłomny Vincent odmawia podpisania papierów, więc ministerstwo przenosi go z uroczej Akwitanii do tak przerażających miejsc jak Narodowe Muzeum Rzeźby Dźwiękowej w Miluzie, obóz dla uchodźców w Sangatte, Grenlandia czy przedmieścia Paryża, licząc, że w końcu pęknie i sam poprosi o odprawę.

Jérôme Commandeur, scenarzysta, reżyser tudzież odtwórca roli tytułowej próbuje być jak Dany Boon, ale mimikę ma słabą i strzela dowcipami trochę na oślep. Momentami cyniczny, za chwilę naiwny jak dziecko, kpi z przywilejów sektora publicznego, idei wielokulturowości, nawiedzonych ekologów, feministek i szwedzkiego stylu życia, lubi też poświntuszyć.

Całość recenzji opublikowana jest w 32/2022 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także