W jakimś sensie nasz rząd wszedł w buty Kazimierza Marcinkiewicza i Donalda Tuska. Jeden wołał „Yes, yes, yes” po zatwierdzeniu budżetu UE na lata 2007–2014, drugi chwalił się, że te pieniądze są największe w historii Polski. Nasz rząd eksponował z kolei na billboardach, że dostaniemy z Unii 700 mld. Staliśmy się zakładnikami tej taktyki – przyznawał europoseł PiS Ryszard Czarnecki w rozmowie z „Do Rzeczy” (nr 30/2022).
Jakkolwiek to spostrzeżenie jest trafne, to samo w sobie nie wyczerpuje tematu. PiS stał się zakładnikiem nie tyle unijnych funduszy, ile własnej narracji o budowie polskiego państwa dobrobytu. Po zdobyciu władzy rządzący uwierzyli, że to głównie dzięki obietnicy socjalnego raju Polacy wynieśli ich do władzy, a ta konstatacja okazała się w dłuższej perspektywie paraliżująca dla partii i niebezpieczna dla suwerenności samego państwa polskiego.
KŁOPOTY W RAJU
Problem w tym, że w dobie obecnego kryzysu gospodarczego narracja socjalno- -godnościowa staje się coraz mniej aktualna. Samo „500+” zostało zaakceptowane przez wszystkie ugrupowania opozycyjne (być może poza liberalnym skrzydłem Konfederacji) i po tylu latach coraz mniej jest kojarzone z Prawem i Sprawiedliwością (zwłaszcza że twarz tego programu, Beata Szydło, została odstawiona na boczny tor). Ponadto w wyniku galopującej inflacji wartość świadczenia znacząco zmalała (Instytut
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.