Statystyki szkolnej katechizacji wyglądają w Polsce coraz gorzej, ale to nie jest jedyny i najważniejszy powód do refleksji, która powinna zostać podjęta przez ludzi odpowiedzialnych w Kościele za edukację religijną. Na religię coraz mniej chętnie chodzą także dzieci z domów wierzących i zaangażowanych katolików. Trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego tak się dzieje.
Pomiędzy rokiem szkolnym 2018/2019 a rokiem 2020/2021 udział uczniów w lekcjach religii w liceach spadł aż o 11 pkt. proc. Z wciąż wysokich 80 proc. do już nie tak zachwycających 69 proc. W dużych miastach te dane wyglądają jeszcze gorzej i oscylują w okolicy 50 proc. W diecezji bydgoskiej – miałem okazję niedawno bliżej przyjrzeć się sytuacji w tym regionie – jest to 56 proc. uczniów ze szkół ponadpodstawowych, którzy uczestniczą w lekcjach religii, przy ponad 80 proc. uczniów w szkołach podstawowych. Jednak to, że w podstawówkach sytuacja jest lepsza, nie może być żadnym pocieszeniem. Na etapie edukacji w szkole podstawowej o udziale w lekcjach religii w pełni decydują rodzice. To w liceach kształtuje się i ujawnia samodzielna tożsamość młodego człowieka, która nawet jeśli później nie towarzyszy mu przez resztę życia, to zdecydowanie wpływa na jego sposób rozumienia świata. Rodzice są też bardziej skłonni uwzględniać zdanie nastolatków. Osłabienie partycypacji w lekcjach religii oznacza, że kolejne pokolenia Polaków będą stawały się w coraz większym stopniu religijnymi analfabetami. W polskim przypadku, w którym Kościół zawsze odgrywał duże znaczenie w poczuciu suwerenności osobistej i społeczno-politycznej, analfabetyzm religijny nieuchronnie staje się zapowiedzią poważnego kryzysu społecznego
Tło społeczne
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.