W poniedziałek Komisja Europejska zatwierdziła polski program częściowo rekompensujący przedsiębiorstwom energochłonnym wyższe ceny energii elektrycznej. Jego koszt szacuje się na 10 mld złotych. Tymczasem jest to tylko niewielka część pomocy, jaką rząd planuje dla firm i obywateli, aby zmniejszyć dla nich ciężar wynikający ze wzrostu cen energii.
Wielkie pożyczki
– Na samo mrożenie cen energii wydamy ok. 20-30 mld zł. Do tego dojdą np. dopłaty do węgla i ewentualne kolejne programy pomocowe oraz rzecz jasna dodatkowe "pozaenergetyczne" potrzeby państwa – zauważył Marcin Mazurek, główny ekonomista mBanku, w rozmowie z Business Insider Polska.
Ekspert zwraca uwagę, że rząd szacuje potrzeby pożyczkowe netto na 2023 r. na ponad 110 mld zł. Według Mazurka sumy te są jednak nieaktualne. Uważa, że będą raczej na poziomie 250 mld zł.
Trudna zima
– Na pewno przed nami ciężkie miesiące. Każdy, kto potrafi liczyć, zastanawia się, skąd można znaleźć nabywców na dług w takiej kwocie. Za granicą trudno ich szukać, chyba że ustabilizowałaby się inflacja i kurs złotego – podkreślił specjalista mBanku.
Według Mazurka potencjał krajowych podmiotów do udzielania pożyczek państwu wydaje się ograniczony. – Obligacje detaliczne mają coraz większą konkurencję w oprocentowaniu w bankach – dodał.
Inni eksperci mają podobną opinię. Dr Aleksandra Gawlikowska-Fyk z Fundacji Forum Energii oceniła, że nawet nie wiadomo, ile rząd będzie musiał zapłacić, aby obniżyć ceny energii. Według niej wszystko zależy od tego, jakie ostatecznie będą ceny energii, a to stanie się jasne dopiero na początku 2024 r. Ekspert podkreśliła jednak, że na pewno chodzi o duże sumy. – Trudno powiedzieć, skąd budżet może wziąć takie pieniądze – zaznaczyła.
Czytaj też:
"Premier zachowuje się, jakby nic się nie stało". Lewica o składowych cen energiiCzytaj też:
Zima a kryzys energetyczny. Co czeka nas w najbliższych miesiącach?