Niebezpieczny sojusz
Jeśli się chce pojąć przewrót dokonany podczas Soboru Watykańskiego II, to nie da się pominąć kwestii przenikania do Kościoła gnozy, panteizmu, naturalizmu. Wtedy to bowiem doszło do sojuszu papieży – najpierw Jana XXIII, a następnie Pawła VI – z radykalnym skrzydłem neomodernistycznych teologów. Wtedy też pierwszy raz nastąpiła swoista mutacja władzy papieskiej. Stała się ona nie jak do tej pory główną zaporą przed innowacjami i barierą chroniącą Kościół przed duchem świata, ale przeciwnie – wehikułem zapewniającym zwycięstwo sekularyzacji. W tej sekwencji pontyfikatów, z których każdy wyróżniał się coraz dalej idącym zerwaniem z obrzędami, teologią i tradycją wiecznego Rzymu – obecnym punktem szczytowym są rządy papieża Franciszka – była tylko jedna, nieśmiała wszakże, niekonsekwentna próba odwrócenia procesu, podjęta przez Benedykta XVI. Nie mogła się ona jednak zakończyć powodzeniem. Sam Benedykt skażony był myśleniem modernistycznym, którego nigdy nie potępił i od którego nigdy się nie uwolnił. Podjęte przez niego środki zaradcze były w istocie półśrodkami. Nie likwidowały źródła kryzysu, pozwoliły jedynie przetrwać i odradzać się klasycznemu katolicyzmowi. Po abdykacji Benedykta chwilowo powstrzymany neomodernizm rozlał się po Kościele z tym większą mocą. Toczący swoistą wojnę z tradycyjną liturgią Franciszek stał się tego prawdziwym symbolem. „Neomodernizm, oparty na egocentrycznej teorii poznania i zrodzony z wolnej interpretacji Lutra, podjęty przez protestantów pod znakiem czystej krytyki oraz przez modernistów »katolickich« w imię życiowej ewolucji, stanowi rozkład wszelkiej myśli. […] To nurt intelektualny, który przyjmuje filozofię bez bytu, Objawienie bez historycznego Chrystusa, a wreszcie prowadzi do teologii bez Boga. W swojej ostatniej fazie modernizm jest, historycznie rzecz ujmując, najdoskonalszym, nirwanistycznym rajem filozoficznym i religijnym, jaki kiedykolwiek został wymyślony przez nie-buddystów”. W tym sensie obecna, zreformowana msza sama jest najpełniejszym przejawem zwycięstwa katolickiego neomodernizmu i dlatego nie może być receptą na jego przezwyciężenie.
Sam główny architekt zmian, abp Bugnini, stwierdził: „Chodzi więc o fundamentalną odnowę, o przekształcenie, a w pewnych punktach o zupełnie nową twórczość”. To ważne słowa, doskonale oddające intencję reformatorów. Nie różni się ona, jak łatwo zauważyć, od zamiarów Marcina Lutra, Jana Kalwina czy Martina Bucera. Według Jeana Guittona „Paweł VI kierował się ekumeniczną intencją porzucenia albo przynajmniej poluzowania tego, co we mszy było zbyt katolickie w tradycyjnym znaczeniu, a to w tym celu, by mszę katolicką zbliżyć do mszy kalwińskiej”. Jest to dokładnie to samo, co abp Bugnini nazwał „fundamentalną odnową, […] zupełnie nową twórczością”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.