DoRzeczy.pl: Na rozpoczęcie mundialu reprezentacja Polski w piłce nożnej zremisowała z Meksykiem. Jak pan prognozuje wyniki dalszych spotkań?
Kamil Bortniczuk: Jestem zawsze optymistą, a teraz dodatkowo dodaję do tego urzędowy optymizm. Uważam, że wygramy z Arabią Saudyjską, a z Argentyną będzie remis i skończymy rywalizację w grupie z 5 punktami.
Czy odnosi pan wrażenie, że sytuacja jest inna niż zwykle? Nie ma wielkich oczekiwań, wielkiego napięcia, wręcz wiele osób było sceptycznych, a być może właśnie tym razem uda się wyjść z grupy.
Po raz pierwszy w XXI wieku zdobywamy punkt w pierwszym meczu na mundialu, co powoduje, że drugie spotkanie nie będzie meczem o wszystko, a trzecie o honor. Zakładam jednak, że pokonamy Arabię Saudyjską, która owszem, zagrała bardzo dobry mecz przeciwko Argentynie, jednak przypomnę, że w pierwszej połowie różnica była tak wielka, że Argentyna mogła prowadzić czterema bramkami. Arabowie mieli dużo szczęścia, determinacji, udało im się strzelić piękne dwie bramki, ale wydaje mi się, że nie uda im się takiego spotkania powtórzyć.
Czy możemy mieć pretensje do Roberta Lewandowskiego za zmarnowanie karnego?
Myślę, że największe pretensje Robert Lewandowski miał sam do siebie, bowiem mógł poprowadzić drużynę, której jest kapitanem do zwycięstwa. Czy my powinniśmy mieć pretensje? Pamiętajmy, że to jest piłka nożna, sport, każdy, nawet najlepszy zawodnik może nie strzelić karnego. Należy docenić zdobyty punkt, on nam pozostawia otwarte drzwi do dalej gry. Wszystko jest w nogach naszych zawodników, a wierzę, że sytuacja z karnym tylko zmotywuje Roberta Lewandowskiego i w spotkaniu z Arabią Saudyjską ustrzeli hat-trick.
Niestety oprócz mundialu mamy w sporcie również rzeczy nieprzyjemne. Od kilku tygodni pod adresem prezesa Polskiego Związku Tenisowego Mirosława Skrzypczyńskiego padają kolejne oskarżenia o znęcanie się psychiczne i fizyczne nad rodziną i trenowanymi zawodniczkami, a także dot. molestowania seksualnego. Jedna z posłanek Lewicy nazwała go nawet „seksualnym predatorem”. Jak pan to komentuje tę sprawę?
Przyglądamy się uważnie sytuacji w PZT i staramy się wyciągnąć z niej jak najwięcej wniosków. Powyższa sprawa pokazuje, że istnieje zapotrzebowanie społeczne na to, żeby minister miał narzędzia do reagowania. Na dzisiaj nie ma. Od 2010 roku, kiedy poprzedni parlament na wniosek rządu zmienił przepisy, związki sportowe w Polsce cieszą się bardzo daleko idącą autonomią i niezależnością.
Jakiekolwiek ingerowanie ministra w sprawy personalne w związkach traktowane jest bardzo źle i często międzynarodowe federacje z miejsca straszą wykluczeniem sportowców z danego kraju z zawodów. Ta sprawa pokazuje, że istnieje takie oczekiwanie społeczne, także oczekiwanie liderów opinii, parlamentarzystów, którzy powinni wiedzieć jaki jest stan prawny i nie pompować tego balonika w sposób nie merytoryczny. Większość zachowuje się godnie, jednak zdarzają się takie osoby, które próbują wykorzystać tego typu kryzysowe sytuacje, żeby zbijać kapitał polityczny i nie mam tutaj na myśli pani poseł Kotuli, która jest ofiarą tej sprawy i jestem w stanie ją zrozumieć, aczkolwiek odpowiedzią na to, co się stało będzie propozycja pewnych zmian w przepisach, które dadzą ministrowi możliwość reakcji, oczywiście nie bezpośredniego powoływania lub odwoływania członków zarządu, ale chociażby pilnego zwoływania walnych zgromadzeń związków sportowych, po to aby taki członek zarządu lub prezes oskarżony o coś, co nie jest wyrokiem, mogła się pilnie wytłumaczyć przed ludźmi, którzy wybrali go na stanowisko, które następnie podejmie decyzję o jego odwołaniu lub pozostawieniu na stanowisku.
W tym przypadku podjęto taką decyzję. Prezes został odwołany. Czy można to uznać za przyznanie się do winy?
Decyzja nie była szybka i nie była spowodowana moją interwencją, bowiem żadnych narzędzi nie posiadam. Gdybym posiadał, to pewnie zdecydowałbym momentalnie o zwołaniu walnego zgromadzenia w terminie tygodnia, a wówczas ewentualne decyzje mogłyby zapadać szybciej. Środowisko sportowe wybierające swoich przedstawicieli do zarządu brałoby odpowiedzialność za ewentualne decyzje podejmowane już w świetle wiedzy dotyczącej danej sprawy, która budzi kontrowersje.
Sprawa w PZT pokazała, że ciągle mamy do czynienia z przemocą w sporcie, w tym przemocą seksualną, dlatego postanowiłem w przyszłorocznym budżecie uruchomić infolinię w ministerstwie sportu, która będzie pomagać osobom, sportowcom, pokrzywdzonym, w kwestii udzielenia pomocy psychologicznej bądź nakierowując instytucjonalnie, w jaki sposób prawny można dany problem rozwiązać.
Czytaj też:
Anglia 1966. Futbol wraca do domuCzytaj też:
Prezes PZT miał molestować zawodniczki. Skrzypczyński składa rezygnację
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.