Dlaczego Przewodów jest gorszy niż Wołyń
  • Maciej PieczyńskiAutor:Maciej Pieczyński

Dlaczego Przewodów jest gorszy niż Wołyń

Dodano: 
Wołodymyr Zełenski, prezydent Ukrainy
Wołodymyr Zełenski, prezydent Ukrainy Źródło: Wikimedia Commons
Niestety, zrobiło się bardzo cicho nad trumnami ofiar tragedii na Lubelszczyźnie. Choć nawet nie wiadomo na pewno, czy na Przewodów spadła ukraińska rakieta, to jednak w tej konkretnej sprawie Kijów potraktował Warszawę gorzej niż w kwestii ludobójstwa na Wołyniu.

Już widzę reakcje radykałów z obu stron na ten tekst. Radykalni zwolennicy bezwarunkowego wspierania Ukrainy nazwą mnie „ruską onucą”. Z kolei spod klawiatur ukrainofobów wypłyną głosy oburzenia na to, że jakoby umniejszam ofiarom Wołynia. Ewentualnie – parę pochwał, bo w końcu, po serii „proukraińskich” tekstów, wreszcie zaatakowałem Kijów. Choć uważny czytelnik moich artykułów zauważy, że z krytyką Ukraińców nigdy nie miałem problemu.

Ale do rzeczy. Wciąż nie wiemy na 100 proc., czy rzeczywiście do tragedii w Przewodowie doprowadziła ukraińska rakieta. Wiele wskazuje, że tak, ale oficjalnego potwierdzenia brak. Muszę też od razu, z całą stanowczością podkreślić to, co może umykać tym, którzy czytają albo nieuważnie, albo bez zrozumienia. Otóż, nawet jeśli była to rakieta ukraińska, spadła przypadkowo. Do szufladki z teoriami spiskowymi należy wrzucić rzadkie na szczęście twierdzenia, jakoby Kijów zrobił to celowo, próbując wciągnąć Polskę do wojny. Zełenski z pewnością nie jest idiotą i wie, że taka prowokacja zostałaby błyskawicznie wykryta i zaszkodziłaby Ukrainie, pisząc najdelikatniej. Ponadto, do tej przypadkowej tragedii doszło w wyniku inwazji rosyjskiej. A zatem pośrednio tak czy inaczej odpowiedzialność spada na Moskwę. Gdyby Putin nie napadł na Ukrainę, nie byłoby tragedii w Przewodowie. Proste. Ale to nie zmienia faktu, że bezpośrednią, choć przypadkową, odpowiedzialność (biorąc pod uwagę ów najbardziej prawdopodobny wariant rozwoju zdarzeń) ponosi Kijów.

Minęło już kilka tygodni od tej tragedii. Dlaczego więc o niej wspominam? Ano dlatego, że nad trumnami ofiar zrobiło się niepokojąco cicho. Po tych kilku tygodniach wciąż słychać o żadnych wynikach śledztwa. Można się obawiać, że również polskim władzom zależy na zamieceniu sprawy pod dywan. A to bardzo zła wiadomość. Od razu, gdy o Przewodowie zrobiło się głośno, przedstawiciele ukraińskich władz jednoznacznie zaczęli o sprawstwo oskarżać Rosję. A Mychajło Podolak nawet wprost stwierdził, że Rosjanie zaatakowali celowo. Gdy zaś z Waszyngtonu i Warszawy zaczęły pojawiać się głosy o prawdopodobnej odpowiedzialności Ukrainy, Zełenski i jego współpracownicy szli w zaparte. Możliwe są dwie opcje. Albo Zełenski nie wiedział, ale z powodów politycznych od razu postanowił forsować narrację o winie Rosji. Albo Zełenski wiedział, ale z powodów politycznych od razu postanowił forsować – w tym wypadku świadomie kłamliwą – wersję o winie Rosji. W obu przypadkach po prostu napluł polskim ofiarom w twarz. Oczywiście, można go bronić argumentami, że przecież na Ukrainie trwa wojna, trzeba zrozumieć itd. Ale to przecież absurd. Nikt przy zdrowych zmysłach Ukrainy by nie oskarżył. Wypadki na wojnie się zdarzają. Przeprosiny i odszkodowanie zamknęłoby sprawę skuteczniej niż pójście w zaparte. To byłby gest wobec polskiego, wiernego sojusznika. Niewymagający wielkich wyrzeczeń. Powtarzam: wypadki się zdarzają. Gdyby Ukraina przyznała się do odpowiedzialności za wypadek, nikt poważny nie domagałby się w ramach rewanżu zaprzestania pomocy Ukrainie. Przeciwnie: wówczas lepiej jeszcze wybrzmiałby argument, w myśl którego Kijów potrzebuje skuteczniejszej obrony przeciwlotniczej.

Właśnie dlatego Przewodów jest gorszy niż Wołyń. Wiele razy w swoich tekstach starałem się zrozumieć politykę historyczną Kijowa. Wiadomo – na wojnie z Rosją Ukraińcy potrzebują symboli, bohaterów. Niestety, znajdują ich wśród zbrodniarzy z UPA. Ale w tym przypadku mają do dyspozycji szeroki wachlarz argumentów. Po pierwsze, UPA walczyła też z Rosjanami. Po drugie, nawet jeśli mordowała Polaków, to Polacy też mordowali Ukraińców. Po trzecie, nawet jeśli mordowała Polaków więcej i brutalniej niż Polacy Ukraińców, to była to zemsta na polskich panach. Po czwarte, nawet jeśli polscy historycy piszą, że UPA mordowała okrutnie kobiety i dzieci bez żadnej winy z ich strony, a Polacy odpowiadali tylko o wiele węziej zakrojonymi akcjami odwetowymi, to Ukraińcy mają swoich historyków, którzy twierdzą zupełnie odwrotnie. Mianowicie: twierdzą, że to Polacy byli ci gorsi, a Ukraińcy ci lepsi, i że w ogóle to była wojna dwóch narodów, krwawa z obu stron. Dlaczego mają wierzyć naszym, a nie swoim historykom? Po piąte, nawet jeśli to Polacy mają rację, to przecież było dawno i nieprawda, dajcie spokój, tyle lat, a teraz mamy wspólnego wroga, jednoczmy się, patrzmy w przyszłość. Nie usprawiedliwiam, nie akceptuję, ale mogę zrozumieć, że nawet bez złych intencji wielu Ukraińców może w powyższe argumenty uwierzyć. A wielu może po prostu się historią nie interesować i bezwiednie łykać przekaz Wiatrowyczów i innych propagandystów.

Zełenski, nienaciskany przez mało asertywnych Polaków, którzy nie wymagają potępienia Wołynia, może po prostu tę ukrainocentryczną narrację akceptować, bo przecież być może sam nie ma na ten temat wyrobionego zdania. Bo też sam w jednym z wywiadów z dystansem powiedział, że Bandera dla jakiejś części Ukraińców jest bohaterem, i to jest super. Ale już w przypadku Przewodowa nie może zasłaniać się niewiedzą czy tomami opracowań historycznych, przygotowanych przez jego rodaków. W przypadku Przewodowa Zełenski albo wie wszystko z pierwszej ręki, albo przynajmniej wie, że nie wie wszystkiego, a zatem – że nie może na 100 proc. twierdzić, iż winę ponosi Moskwa. Bo gdyby miał dowody na rosyjskie pochodzenie rakiety, przedstawiłby je. A zatem można stwierdzić z całą odpowiedzialnością, że w sprawie dwóch polskich obywateli ukraiński prezydent albo rozmyślnie kłamie, albo rozmyślnie manipuluje przekazem tak, aby uderzyć w Rosję. I robi to w interesie Ukrainy, ale wbrew interesowi Polski. A w tymże interesie Polski, poza ochroną własnych obywateli, poza prawem do wiedzy o przyczynach ich śmierci, jest również utrzymywanie wizerunku państwa, które zasługuje na szacunek. Nie zasługuje na szacunek państwo, które nie chce wyjaśnić śmierci swoich obywateli. Akurat politycy PiS powinno to rozumieć najlepiej…

Dlatego prezydent Andrzej Duda powinien swój rzekomo dobry kontakt z Zełenskim wykorzystać nie po to, aby robić sobie wzruszające sweet focie z superbohaterem z krwi i kości, ale również po to, aby zadbać o interes Polski. W interesie Polski jest, rzecz jasna, również obrona niepodległości Ukrainy, bo nie chcemy wydłużyć swojej granicy z Rosją. Ale o realizację tego celu dbają również dobrze sami Ukraińcy i spora część zachodniego świata, z USA na czele. Zaś o interesy samej Polski, te niezależne od Ukrainy, nikt już poza Polską nie zadba.

Jacek Karnowski i Aleksandra Rybińska w czasie, gdy przez media przetaczała się dyskusja o Przewodowie, stwierdzili, że nawet jeśli w Przewodowie spadła ukraińska rakieta, Zełenski nie ma za co przepraszać. Obawiam się, że ten skandaliczny, świadczący o głębokich kompleksach, punkt widzenia, w dużej mierze podzielają nasi rządzący. Tylko potem się nie zdziwcie, miłościwie nam panujący, jak Polska nie dostanie kontraktów na odbudowę Ukrainy, Melnyk będzie z pozycji wiceszefa dyplomacji szerzył kult Bandery, a pomniki Szuchewycza zakwitną jak grzyby po deszczu w wyzwolonych, m.in. dzięki polskiemu wsparciu, ukraińskich miastach. No bo dlaczego Zełenski miałby cokolwiek dawać naiwniakom, którzy boją się zażądać, a nawet wstydzą się poprosić?

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także