Szef Ośrodka Studiów Wschodnich był w środę gościem Piotra Zychowicza na kanale YouTube "Historia realna".
Rozmowa dotyczyła bieżącej sytuacji w wojnie rosyjsko-ukraińskie w kontekście roli, jaką odgrywa w niej Białoruś. Moskwa wywiera na Mińsk presję, by silniej się zaangażowała. Na Białorusi rozpoczęła się kontrola gotowości bojowej Sił Zbrojnych. Opinia publiczna Zachodu od początku inwazji w lutym obawia się skierowania białoruskich wojsk na Ukrainę, jednak cały czas wygląda na to, że Łukaszenka nie zamierza tego robić.
– Cały czas jest więcej argumentów za tym, że nie wejdą. Mówię to z przekonaniem, ale nie 100-procentowym – powiedział Wojciech Konończuk. – Zachowuję pewien margines nieracjonalnego działania ze strony Łukaszenki – zaznaczył.
Cztery czynniki
Analityk OSW wskazał cztery czynniki świadczące o tym, że Białoruś raczej nie wejdzie na Ukrainę.
– Po pierwsze trzeba pamiętać, że armia białoruska cały czas ma niewielki potencjał bojowy. Tych najbardziej przygotowanych żołnierzy jest około 10, czy kilkunastu tysięcy – przypomniał.
Jako drugi argument Konończuk podał, że według jego diagnozy generałowie Białorusi nie wykazują woli, by wysyłać siły zbrojne na Ukrainę na nieswoją wojnę.
– Po trzecie wreszcie – wyliczał – jest pytanie o morale żołnierzy białoruskich. Gdyby oni zostali wysłani, to co by groziło reżimowi Łukaszenki, to duży poziom dezercji – znacznie większy niż to ma miejsce w siłach rosyjskich.
Ekspert nadmienił, że kluczowy jest być może argument czwarty – W społeczeństwie białoruskim nie ma przyzwolenia, żeby wysyłać na Ukrainę armię białoruską. Badania, które posiadamy, wskazują, że nawet 90 proc. społeczeństwa białoruskiego sprzeciwia się wysłaniu armii białoruskiej – tłumaczył.
Zychowicz: Przykład historyczny
Konończuk ocenił, że jeśli to wszystko zsumujemy, to okaże się, że taka potencjalna decyzja jest mało prawdopodobna. W pełni nie można jej jednak wykluczyć, bo Łukaszenka w ostatnich miesiącach traci kontrolę nad swoim sektorem militarnym, a naciski ze strony Kremla się coraz silniejsze.
Na potwierdzenie tej tezy Zychowicz podał przykład historyczny. – W historii świata z reguły bywa tak, że nie dołącza się do tych, którym nie idzie, którym fortuna wojenna nie sprzyja. (…) Podczas II Wojny Światowej państwa raczej dołączały do Hitlera, kiedy miał powodzenie wojenne, a kiedy odwracała się karta i miał kłopoty, to sojusznicy raczej się od niego dystansowali: Włochy, Rumunia, Finlandia, Węgrzy próbowali to samo zrobić – powiedział historyk, dodając, że gdyby Białoruś miała wysłać wojska na Ukrainę, to zrobiłaby to o wiele wcześniej.
ISW: Białoruś nie zaatakuje Ukrainy
Podobnie sytuację oceniają analitycy amerykańskiego Instytutu Studiów nad Wojną (ISW). Ich zdaniem Białoruś najprawdopodobniej nie zaatakuje Ukrainy. Nawet jeśli tak się stanie, białoruska armia "nie będzie w stanie osiągnąć znaczącego sukcesu operacyjnego". Podkreślają również, że inwazja Białorusi na Ukrainę mogłaby osłabić reżim Aleksandra Łukaszenki.
"Łukaszenka polegał na jednostkach białoruskich sił zbrojnych i służb, aby stłumić protesty przeciwko jego rządom w 2020 i 2021 r. Poświęcenie dużej części tego aparatu bezpieczeństwa wojnie na Ukrainie prawdopodobnie pozostawi Łukaszenkę otwartego na nowe niepokoje" – piszą analitycy.
"Łukaszenka jest też prawdopodobnie świadomy, że inwazja na Ukrainę podważyłaby jego autorytet jako przywódcy suwerennego kraju, ponieważ byłoby jasne, że starania Rosji o ustanowienie pełnej kontroli nad Białorusią zakończyły się sukcesem" – czytamy w raporcie.
Zdaniem ISW przystąpienie Białorusi do wojny "w najgorszym przypadku zmusi Ukrainę do czasowego przerzucenia części sił i sprzętu z obecnych linii frontu".
Czytaj też:
Łukaszenka oskarża NATO: Mamy dowody, ujawnimyCzytaj też:
Szef ukraińskiego MSZ: To jest sposób na powstrzymanie rosyjskiej agresjiCzytaj też:
Konfederacja do rządu: Nawet nie pomyślcie o wyprowadzaniu Wojska Polskiego poza polskie granice