Był bohater książki Janusza Węgiełka jeśli nie pierwszym, to na pewno wybitnym polskim konserwatystą, który negował wszystko, co zagraża cywilizacji – tak, europejskiej, bo jakiej by innej – i w swoim pisarstwie bronił paradygmatu tejże, najważniejszych jej zasad. W życiu jego bywało z tym różnie, mężem i ojcem był wszak byle jakim, choć dziś może nazbyt ochoczo krytykujemy małżeństwa, które trwają mimo tego, że wygasły w nich uczucia, a „jeżeli ktoś chciałby poznać »potworność« związku, tym razem partnerskiego – czytamy w »Ambasadorze cesarskim« – powinien zapoznać się z historią Chopina i George Sand. Gorąco namawiamy”.
Był rozdarty między synowską miłością do ojca a realną oceną postępowania tego napoleońskiego generała, później jednak nazbyt lojalnego poddanego moskiewskiego satrapy, by nie powiedzieć kolaboranta. I tu warto przypomnieć, że gdy w 1832 r. Wincenty Krasiński przedstawił Zygmunta na carskim dworze, ten – w sytuacji, gdy mógł prosić o wszystko – zwrócił się do władcy z prośbą o… zezwolenie na wyjazd z Rosji.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.