Spośród wielu debat, najbardziej obserwowana była ta o korupcji, bo problemu nie da się "zamieść pod dywan", ponieważ prokuratury kilku krajów prowadzą śledztwo, wymieniają się dokumentami, a prokuratura europejska przygotowuje wnioski o uchylenie immunitetów kolejnym europosłom. Sytuacja jest więc rozwojowa. Dość zaskakujący ton i treść miały natomiast inne interesujące z punktu widzenia gospodarki UE debaty: o strategii ożywienia konkurencyjności, handlu i jakości pracy w UE i o bramie na świat UE. Pesymizm posłów zabierających głos w tych debatach był bardzo widoczny i mieszał się z lewicową oraz liberalną słodką narracja, polegającą na objawianiu prawdy, że teraz już, po wystawieniu Unii przez Putina do wiatru, jej liderzy wiedzą, co robić w przyszłości i władzy odebrać sobie nie dadzą. To, co łączyło te dwa punkty obrad podczas sesji plenarnej, to silny antyamerykański i antychiński wydźwięk.
Z grubsza mówiąc, USA są złe, według niektórych europosłów, bo wyasygnowały 369 mld dolarów na walkę z inflacją. Jeszcze gorsze są Chiny, bo do ich programu Pasa i Drogi, czyli Inicjatywy polegającej na rozbudowie sieci infrastruktury łączącej Chiny, kraje Azji Środkowej, Bliskiego Wschodu, Afryki i Europy oraz stwarzaniu korzystnych możliwości współpracy w zakresie projektów o charakterze infrastrukturalnym oraz finansowym, dołączyło w ostatnim czasie ok. 140 państw, skupiających 40 procent światowego PKB. Europa jest w punkcie zwrotnym – mówił z mównicy jeden europoseł, bo USA i Chiny subsydiują gospodarkę.
Inna posłanka stwierdziła, że hałda przepisów nic UE nie dała i przytoczyła wypowiedz Charlesa Michela, prezydenta UE, który stwierdził w jednym z wywiadów, że UE myliła się, co do wszystkiego. Gorzkie wypowiedzi wielu europosłów można skwitować najkrócej tak: UE płaci wysoką cenę za błędną politykę klimatyczną, UE musi dopuścić do zamówień publicznych na większą skalę i wyasygnować pieniądze na ten cel, "zieloni" są winni za drogą energię, a w tych krajach, gdzie przeważa w gospodarce energetyka odnawialna, jak w Sri Lance, która ma 98 proc. energii z OZE, firmy przestały inwestować i uciekają do stabilnych, tańszych energetycznie krajów.
Oliwy do ognia dolali europosłowie, którzy podkreślili, że wśród 20 największych firm świata, nie ma ani jednej z UE i że na cyfryzację energetyki nie ma pieniędzy, które starczają tylko na piękne nagłówki w gazetach. Pojawili się też tacy mówcy, którzy podczas wystąpień nawoływali do zakazania przenoszenia firm (delokalizacji) z UE na inne kontynenty i do szybkiego wyasygnowania środków finansowych przez UE na pomoc publiczną, poprzez skonstruowanie montażu finansowego w wysokości 300 mld euro pochodzących z budżetu Unii Europejskiej i prywatnego sektora, które nazywane są wydatkami "drużyny europejskiej".
Obawiam się, że te buńczuczne zapowiedzi mówiące o przeciwdziałaniu USA i Chinom są tylko wynikiem pychy i urojenia obecnej władzy UE, która karmi się własną mądrością obciążającą zdrowy ekonomiczny rozsądek. A jest tak, ponieważ koszty przestawiania energetyki europejskiej na tory ekologiczne, nigdy nie zostały rzetelnie przedstawione, a rozpasany budżet UE nie wystarcza na wszystkie ideologiczne polityki polegające na "zazielenianiu" wszystkiego, co mieszkańcy UE robią. Ponadto wspomniana wcześniej "drużyna europejska" zapewne rozpadnie się, bo konkretna oferta USA kusi przedsiębiorców, a hegemonia gospodarcza Niemców pokazana przez dwustumiliardową pomoc publiczną skierowaną na wewnętrzny niemiecki rynek z niemieckiego budżetu, coraz bardziej drażni pozostałe państwa, nawet te będące dotąd w sojuszu z nimi.
Autor jest europosłem Prawa i Sprawiedliwości