Międzynarodowy Komitet Olimpijski rozważa dopuszczenie Rosjan i Białorusinów do startów podczas paryskich igrzysk pod neutralną flagą. Jeśli faktycznie zapadnie taka decyzja, rząd w Warszawie będzie poważnie rozważał wycofanie się z imprezy. Oznaczałoby to w praktyce niedopuszczenie polskich sportowców, którzy długo i bardzo ciężko trenują przygotowując się do zawodów. Ministerstwo sportu stara się zatem znaleźć rozwiązanie, które wykluczyłoby sportowców popierających Putina, ale jednocześnie nie eliminowało Polaków.
Szef MKOl Thomas Bach, stwierdził w niedzielę, że ukraińscy sportowcy wiedzą, że Komitet "dzieli ich smutek, ich ludzkie cierpienie" i zapewnił o wysiłku, "jaki jest podejmowany, aby im pomóc”.
Jednocześnie zaznaczył: – Nie do rządów należy decydowanie, kto może brać udział w jakich zawodach sportowych, ponieważ byłby to koniec międzynarodowych zawodów sportowych oraz mistrzostw świata i igrzysk olimpijskich, jakie znamy.
W ubiegłym tygodniu zawiązała koalicja 35 państw ustaliła, że będzie się domagać wykluczenia sportowców z tych państw.
Propozycja Polski
– Jeśli Międzynarodowy Komitet Olimpijski nie ulegnie, nie cofnie się od tej złej decyzji, musimy być gotowi postawić sprawę na ostrzu noża – powiedział minister sportu i turystyki Kamil Bortniczuk na antenie RMF FM. – Myślę, że ultimatum to najtwardsza z kart w talii, więc wyciągniemy ją wtedy, kiedy nie będzie innego wyjścia. Myślę, że mamy jeszcze tyle czasu, że powinniśmy MKOl-owi dać szansę na autorefleksję – dodał.
Bortniczuk przedstawił pomysł na alternatywne rozwiązanie. Chodzi o stworzenie reprezentacji uchodźców, w której mogliby się znaleźć dysydenci, którzy nie popierają wojny prowadzonej przeciwko Ukrainie.
Czytaj też:
"Upokorzył siebie". Rosyjski minister wściekły na Bortniczuka