Mjr Chrostowski: Komuniści pokazali mi swoją prawdziwą twarz
  • Piotr WłoczykAutor:Piotr Włoczyk

Mjr Chrostowski: Komuniści pokazali mi swoją prawdziwą twarz

Dodano: 
Mjr Franciszek Chrostowski
Mjr Franciszek Chrostowski Źródło: prezydent.pl
– W trakcie śledztwa komuniści tak mnie traktowali, że gdy po procesie trafiłem do „normalnego” więzienia, nowe warunki wydawały się igraszką – mówi mjr Franciszek Chrostowski w rozmowie z Piotrem Włoczykiem.

Pańskim dowódcą był mjr Jan Tabortowski ps. Bruzda, legendarny żołnierz wyklęty, który dowodził podziemiem niepodległościowym na Białostocczyźnie. Z czego przede wszystkim powinniśmy go kojarzyć?

MAJOR FRANCISZEK CHROSTOWSKI: Ze spektakularnej akcji w Grajewie. II wojna światowa właśnie się kończyła, gdy nocą z 8 na 9 maja 1945 roku mój dowódca odbił polskich więźniów przetrzymywanych w Grajewie przez Sowietów. Rozbrojono posterunki milicji, Urzędu Bezpieczeństwa, a oddziały NKWD zostały okrążone przez nasze zgrupowanie partyzanckie. 75 więźniów odzyskało wolność, a co najważniejsze – nikt z ludzi mjr. Tabortowskiego nie ucierpiał. Było to o tyle niezwykłe, że w akcji brało udział 200 naszych żołnierzy. Od razu uprzedzając pytanie: ja byłem łącznikiem u mjr Tabortowskiego, widziałem przygotowania do tej akcji, natomiast nie brałem w niej udziału. Miałem wówczas 17 lat. W akcji na Grajewo brał za to udział mój starszy brat Wacław Chrostowski.

Od kiedy służył pan u mjr. Tabortowskiego?

Od kwietnia 1944 roku, to było jeszcze za czasów okupacji niemieckiej. To był doskonały dowódca. Żołnierze uwielbiali go, ponieważ znał się doskonale na żołnierskim fachu, oszczędzał krew swoich ludzi, a przy tym miał wielką charyzmę. Tabortowskiego bali się Niemcy, ale też respekt przed nim czyli komuniści, a nawet NKWD. Wszyscy go podziwiali. W szkole milicyjnej w Szczytnie prowadzono nawet wykłady o jego taktyce. To była prawdziwa legenda podziemia niepodległościowego i zaszczytem było pod nim służyć.

W pańskim przypadku początek tej służby był niezwykły nawet jak na ówczesne warunki. Został pan kurierem mając zaledwie 11 lat…

Wszystko za sprawą moich dwóch starszych braci, którzy na ziemi łomżyńskiej tworzyli struktury organizacji niepodległościowej Służba Zwycięstwu Polski. Mając takich braci, moja młodość nie mogła się potoczyć inaczej. Poza tym tak młody kurier był o tyle bezpieczny, że wróg raczej nie podejrzewał, by 11 latek mógł w swojej teczce nosić meldunki czy inne materiały, które dowódcy chcieli przekazać gdzie indziej.

Jak potoczyło się pańskie życie po wojnie?

Początkowo kontynuowałem służbę u mjr Tabortowskiego, ale po pewnym czasie usłyszałem od dowódcy, że czas, abym skupił się na nauce. Posłuchałem go.Próbowałem zacząć normalne życie, ale nie byłem w stanie zamknąć oczy na to, co się działo wokół mnie. W szkole zacząłem więc ferment antykomunistyczny. Skończyło się na tym, że kolega ostrzegł mnie, że UB ma mnie na oku. Służba w podziemiu, z której byłem i jestem bardzo dumny, ciągnęła się jednak za mną i w końcu w 1953 roku UB aresztowało mnie. Zostałem oskarżony o działalność wywrotową przeciw władzy socjalistycznej. Śledztwo było koszmarem. Byłem tak torturowany, bity, że nie chcę do tego wracać. Komuniści pokazali mi wtedy swoją prawdziwą twarz. To była najlepsza antykomunistyczna szczepionka.

W trakcie śledztwa tak mnie traktowali, że gdy po procesie, w wyniku którego skazano mnie na 10 lat, trafiłem do „normalnego” więzienia, nowe warunki wydawały się igraszką. Wciąż było to życie za kratami w dosyć ciężkich warunkach, ale jednak skończyły się tortury. Mimo wszystko niczego nie żałuję. Bracia też byli aresztowani i bici za kratami. Taką cenę moja rodzina płaciła za umiłowanie wolności i polskości. Natomiast mjr Tarbortowski zapłacił za Polskę najwyższą cenę: zginął 23 sierpnia 1954 roku podczas akcji na posterunku milicji w Przytułach, dziewięć lat po zakończeniu wojny… Najważniejsze jednak, że udało mu się wówczas uwolnić kilku członków podziemia przetrzymywanych na posterunku.

Mjr Franciszek Chrostowski (ur. 1929 r.) w czasie II wojny światowej był członkiem Armii Krajowej, a jej zakończeniu działał w Zrzeszeniu Wolność i Niezawisłość.

Redakcja „Do Rzeczy” dziękuje Muzeum Żołnierzy Wyklętych w Ostrołęce za pomoc w zorganizowaniu wywiadu.

Czytaj też:
Ks. Trzaska: Żołnierze Wyklęci poświęcili swoje życie dla ojczyzny
Czytaj też:
Abp Marek Jędraszewski: Niezłomni umieli powiedzieć "nie" wobec kłamstwa

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także