Czy nasz rząd chce wejść w tę wojnę?

Czy nasz rząd chce wejść w tę wojnę?

Dodano: 
Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski
Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski Źródło:PAP / Łukasz Gągulski
Niestety, ale to jest nasza wojna. Mówię „niestety”, dlatego że w naszym dobrze pojętym interesie nie jest zaangażowanie się w wojnę u naszych sąsiadów, bo przecież graniczymy nie tylko z Ukrainą, lecz także z Rosją – tłumaczy ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski w rozmowie z Zuzanną Dąbrowską.

Zuzanna Dąbrowska: Usłyszał ksiądz diagnozę – rak prostaty. Osobie wierzącej jest łatwiej ułożyć to sobie w głowie?

Ks.Tadeusz Isakowicz-Zaleski: Łatwiej jest przyjąć do świadomości, że choroba nie zawsze może być wyleczona. A przy nowotworze prawdopodobieństwo wyleczenia jest przecież zazwyczaj jeszcze mniejsze niż przy innych schorzeniach. Lekarze twierdzą, że spotykają się ze skrajnościami – niektórzy popadają w depresję albo w ogóle nie chcą pracować z medykami; druga skrajność to ci, którzy uważają, że diagnoza nie ma dla nich większego znaczenia, i nie współpracują z medykami. Człowiek wierzący ma perspektywę, że życie nie kończy się na ziemi. Trzeba się liczyć, że może nie uda się wygrać z chorobą i nastąpi zgon. Ale ma się zupełnie inne spojrzenie. Wiem, że to nie jest koniec.

Czyli nie boi się ksiądz śmierci?

Każdy boi się śmierci. Każdy boi się cierpienia, szczególnie tego przewlekłego. Tu nie ma bohaterów. Jednak dzięki Bogu wiem, że to jest tylko i aż pewien etap. Co oczywiście łączy się z silną refleksją nad życiem. Nad tym, po co żyję, i nad tym, co jest dalej. Dokonujemy podsumowania. To dotyczy zarówno wierzących, jak i nie. Często łóżko szpitalne to rekolekcje.

Ma ksiądz poczucie, że – cytując św. Pawła – „wystąpił w dobrych zawodach”?

Odpowiem tak: kiedy miałem 55 lat, niespodziewanie trafiłem do szpitala z podejrzeniem tętniaka aorty. Okazało się, że lekarz pierwszego kontaktu, który to wykrył, de facto uratował mi życie. Decydowały godziny. Gdy wtedy wożono mnie na łóżku szpitalnym i oglądałem te białe lampy od dołu, poczułem niesamowitą bezradność i bezsilność. Myślałem, co będzie dalej ze wszystkim, co dotychczas robiłem – co będzie z Fundacją św. Brata Alberta, kto ją dalej poprowadzi. Myślałem o tak prozaicznych rzeczach, że nie zostawiłem hasła do komputera, mam niepodpisane dokumenty, zostawiłem bałagan na biurku. W chwilach granicznych przychodzi gwałtowna refleksja, że trzeba być zawsze gotowym. I myśl o tym, czy wszystko, co robiłem, było dobre.

Wydaje się, że im więcej rzeczy, o których przyszłość się martwimy, gdy przychodzi moment próby, tym więcej było dobra w życiu…

Wiem, że nie ma co udawać herosa i trzeba przygotowywać się na odejście. Nie ma ludzi niezastąpionych.

Z perspektywy pacjenta onkologicznego – polska służba zdrowia zdaje egzamin?

W ramach fundacji od dziesiątków lat opiekuję się osobami niepełnosprawnymi intelektualnie, więc styk ze służbą zdrowia jest właściwie permanentny. Niezależnie od reform ta dziedzina w Polsce kuleje. Służba zdrowia sama jest chora. Dzięki lekarzom społecznikom, którzy pomagają naszym podopiecznym za darmo, jest łatwiej. Natomiast człowiek, który jest sam – statystyczny Kowalski – w zderzeniu z systemem jest kompletnie bezradny. Teraz widzę to szczególnie. Jako jeden z tysięcy pacjentów muszę przebrnąć przez potworną biurokrację i znieczulicę. Godziny spędzane na korytarzu w szpitalu, żeby się zarejestrować. Tłumy ludzi, wielu starszych, chorych. Często nawet nie ma gdzie usiąść. Część z chorych, widząc to wszystko, poddaje się na samym początku. Dobrze, gdy ma się kogoś bliskiego, kto będzie razem z nami w tej drodze. Kolejna sprawa to terminy badań. W teorii są dostępne, bo ważna jest szybka diagnoza, ale terminy są horrendalne. Doświadczam tego na własnej skórze – przy zdiagnozowanym raku złośliwym jestem umawiany na wizytę za półtora miesiąca. A liczy się każdy dzień. Co więcej, pojawia się delikatna sugestia ze strony lekarzy, żeby zgłosić się do kliniki prywatnej. Co ma zrobić ktoś, kto nie ma pieniędzy i znajomości?

Jakie są rokowania lekarzy w sprawie zdrowia księdza?

Są trudne. Nowotwór wykryto przy okazji innych badań, więc i tak mam szczęście, że zauważono go w miarę wcześnie.

Rozmawiamy o sprawach – i nie przesadzam w tym stwierdzeniu – życia i śmierci. I o tym, jak patrzymy na świat pod wpływem naszych własnych tragedii. A czy reakcja Polaków na tragedię wojny, która choć dzieje za się naszą granicą, to jednak w bezpośredniej bliskości, pokazała prawdę o naszym społeczeństwie?

Całość dostępna jest w 11/2023 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Rozmawiała: Zuzanna Dąbrowska
Czytaj także