Wojciech Cejrowski, korespondencja z USA II Nasz nowy księgowy dostał ksywę Morda. Gębę ma taką, że nikt się z nim nie umawia po zachodzie słońca – nie chcemy mieć koszmarów sennych.
Ani przed lunchem, bo pamiętając tę twarz na świeżo… nic nie zjesz. Jego skóra przypomina jaja sadzone, coś tam się przelewa, a coś innego jest sztywne. Z bliska okropne! Ksywa, którą dostał, pomaga w kontaktach z władzą skarbową. Gdy nas zaczepiają, pytamy grzecznie: Chcecie się spotkać z MORDĄ? Może przyślę do pani MORDĘ i sobie omówicie tę kwestię? Urzędnicy, którzy go nie znają, są wtedy poirytowani i idą na zwarcie. A Morda tylko na to czeka.
***
Gdy zmarł nasz poprzedni księgowy, Morda przyszedł na stypę w knajpie i ogłosił tak: – Dzień dobry. Jestem Państwa nowym księgowym. Można mi umowę wymówić i wtedy przestanę, ale na chwilę obecną jestem. Znam już Państwa sytuacje, przeczytałem WSZYSTKIE dokumenty. – Jak pan możesz być naszym księgowym, skoro nasz księgowy nie żyje? – Denat sprzedał mi cały swój biznes razem z klientami. Umowa była taka: w chwili śmierci denata, kiedykolwiek by nastąpiła, staję się właścicielem kancelarii razem ze wszystkimi klientami.
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.