Damian Cygan: Czy porozumienie zawarte z Ministerstwem Rolnictwa spełnia podstawowe postulaty rolników?
Jacek Podgórski: Zdecydowaną większość tak. Formuła tego spotkania przebiegała w taki sposób, że to rolnicy starali się wytłumaczyć resortowi, jakie są największe problemy z ich perspektywy. Natomiast musimy zastanowić się nad tym, czy postulaty z tej listy są w ogóle możliwe do spełnienia. Część pewnie tak, z innymi może być trudniej.
Choćby z przywróceniem ceł?
Musimy zdawać sobie sprawę, że Polska nie prowadzi autonomicznej polityk celnej, tylko podlega temu, co dzieje się w Brukseli. Dlatego wydaje się, że w tym kontekście raczej nic się nie wydarzy. Ale w tym porozumieniu są też inne, dobre postulaty, choćby promowany przez Związek Przedsiębiorców i Pracodawców system kaucyjny, który w jakiś sposób uzdrowiłby sytuację na rynku zbóż. To jest rozwiązanie, które z jakichś dziwnych względów zostało przemilczanie w debacie publicznej, a jego idea jest bardzo słuszna.
Na czym ten system miałby polegać?
Chodzi o to, żeby Polska rzeczywiście była krajem tranzytowym dla ukraińskiego zboża, a nie tak jak dziś, że to zboże zostaje na naszym rynku i destabilizuje ceny. System kaucyjny polegałby na tym, że przedsiębiorca zajmujący się eksportem zboża z Ukrainy musiałby wpłacić kaucję, która byłaby zwracana niezwłocznie po tym, jak tylko zboże opuściłoby terytorium czy to Polski, czy Unii Europejskiej. Taka sytuacja pozwoliłaby uniknąć albo przynajmniej ograniczyć proceder zasypywania magazynów ukraińskich zbożem.
Przypomnę tylko, że polscy rolnicy celowo nie sprzedawali od razu zboża po zeszłorocznych żniwach, ponieważ ceny cały czas rosły, i ministerstwo namawiało wręcz do tego, żeby wstrzymać się ze sprzedażą zboża, bo ceny zimą i wiosną miały być wyższe. Okazało się, że tak nie jest, bo szczyt cenowy już za nami, a dodatkowo zaczęło zalewać nas zboże z Ukrainy.
Proszę mnie źle nie zrozumieć. Nie występuję przeciwko stronie ukraińskiej. Uważam, że Ukrainie pomóc należy – to nasz moralny obowiązek. Ale, na Boga, to nie może się odbywać kosztem jednego polskiego sektora. Bo dlaczego rolnicy mają płacić za decyzje Komisji Europejskiej związane np. ze zniesieniem ceł na ukraińskie towary?
Dziś mówimy o zbożu, ale Ukraina jest gigantycznym producentem choćby drobiu, więc za chwilę zaczniemy odczuwać potężną presję także i w tym sektorze. Proszę wziąć pod uwagę, że Ukraina zbiera rocznie nico więcej pszenicy niż my wszystkich zbóż w kraju w całym okresie żniw. To pokazuje pewne dysproporcje między tymi rynkami.
Czy wejście Ukrainy do UE pogorszy pozycję Polski jako cenionego producenta żywności wysokiej jakości?
Musimy zdawać sobie sprawę, że polski rynek rolno-spożywczy będzie miał do czynienia z presją ukraińską. Sytuacja, w której Polska miała w UE silną pozycję ze względu na stosunkowo niską cenę przy wysokiej jakości naszych produktów, trochę się kończy. Model integracji Ukrainy z Unią jest dla nas nieunikniony i musimy nauczyć się odnajdywać w tej nowej rzeczywistości, bo ona będzie dla polskich rolników szalenie trudna.
Jak na to wszystko wpływają sankcje nałożone na Rosję i Białoruś przez UE?
W całym wielkim unijnym pakiecie sankcji nie ma zakazu eksportu żywności i nawozów. Dlatego spotykamy się z sytuacją, że białoruskie lub rosyjskie ogórki czy pomidory trafiają na giełdę w Broniszach. Te warzywa są tanie, ponieważ Rosjanie i Białorusini mają dużo niższe koszty produkcji, spowodowane choćby tym, że mogą korzystać z tańszego gazu.
Rosja sobie to wszystko świetnie zaplanowała, wywołując kryzys na rynku gazu, który jest głównym komponentem przy produkcji nawozów. To wszystko sprawia, że Moskwa wygrywa w cuglach konkurencję z unijnymi producentami, notując rok do roku prawie 70-procentowy wzrost przychodów z eksportu nawozów.
Na czym powinny się teraz skupić środowiska rolne w Polsce?
Okrągły stół jest generalnie dobrą inicjatywą, bo wydaje się, że rolnicy wytłumaczyli ministerstwu, gdzie leży pies pogrzebany. Natomiast lista postulatów jest bardzo enigmatyczna i wymaga doprecyzowania. Moim zdaniem polscy rolnicy powinni skupić się obecnie na tym, aby wymóc na resorcie realizację wszystkich tych zapisów i ustanowieniu szczegółowego planu działania, bo bez konkretnych dokumentów mówimy jedynie o obietnicach.
Przed Polską stoi naprawdę trudne zadanie do spełnienia na rynku unijnym, a resort rolnictwa czekają trudne rozmowy polityczne, bo Unia będzie stawać okoniem. Bruksela jest w stanie poświęcić polskie rolnictwo, aby wyjść z twarzą i pokazać, że chce pomagać Ukrainie. Szkoda tylko, że kosztem polskich rolników. Powtarzam: my musimy pomagać Ukrainie, ale w taki sposób, aby krajowa gospodarka nie ucierpiała. A na razie sytuacja jest, delikatnie mówiąc, dramatyczna.
Czytaj też:
Puda: Wystąpimy do KE ws. ukraińskiego zboża w Polsce
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.