Czy kryzys dotknie polskie banki? Lachowicz: Nasz rynek finansowy dopiero raczkuje

Czy kryzys dotknie polskie banki? Lachowicz: Nasz rynek finansowy dopiero raczkuje

Dodano: 
Marek Lachowicz, ekonomista i analityk rynku energetycznego
Marek Lachowicz, ekonomista i analityk rynku energetycznegoŹródło:DoRzeczy.pl
Nie można dziwić się Polakom, że korzystali z niskich stóp procentowych, brali kredyty i kupowali mieszkania. Zapewne można było ich lepiej poinformować, z czym będzie wiązał się wzrost stóp. Czy to jednak powstrzymałoby kredytobiorców? Wątpię – mówi DoRzeczy.pl Marek Lachowicz, ekonomista i analityk rynku energetycznego.

Robert Zawadzki: Coraz więcej banków ma poważne problemy. W USA upadł Silicon Valley Bank. W Szwajcarii Credit Suisse został przejęty przez UBS. Czy polski sektor finansowy ma się czego obawiać?

Marek Lachowicz: U nas jest nieco inaczej. SVB i Credit Suisse to banki inwestycyjne dużego kalibru. W Polsce tego rodzaju bankowości w takiej skali nie ma. Przykładowo SVB pożyczał dużo funduszom venture capital, był zaangażowany w kryptowaluty. W porównaniu ze Stanami Zjednoczonymi czy Szwajcarią nasz rynek finansowy dopiero raczkuje. Koncentrujemy się na akcji kredytowo-depozytowej.

Ale o ten kredyt dzisiaj wcale nie tak łatwo, a raty za hipoteki potrafiły wzrosnąć kilkakrotnie.

Tak, w przypadku powszechnych umów ze zmiennym oprocentowaniem, opartych na WIBOR. Wynikło to z dość gwałtownej podwyżki stóp procentowych. Rada Polityki Pieniężnej zdecydowała się na nią, dość niechętnie zresztą, by zahamować inflację. Ta faktycznie powoli hamuje. Z drugiej strony jednak nagle wzrosły raty kredytów. W przypadku hipotek budzi to szczególne emocje. Dach nad głową jest szczególnego rodzaju dobrem. Nie można dziwić się Polakom, że korzystali z niskich stóp procentowych, brali kredyty i kupowali mieszkania. Zapewne można było ich lepiej poinformować, z czym będzie wiązał się wzrost stóp. Czy to jednak powstrzymałoby kredytobiorców? Wątpię. Każdy chce mieć dom, a kryzysy mają to do siebie, że nikt ich nie przewiduje. Każdy ma nadzieję, że dalej będzie dobrze.

Może to WIBOR jest problemem?

Przede wszystkim z WIBOR-em żyjemy już trzy dekady i jest to powszechnie uznana cena polskiego pieniądza. WIBOR jest cały czas nadzorowany przez KNF, pilnuje go także unijny Urząd Nadzoru Giełd i Papierów Wartościowych. Zaczęto go kwestionować dopiero, gdy wzrosły stopy procentowe. Nie jest jednak winą WIBOR-u to, że wzrósł w wyniku decyzji RPP, podjętych celem walki z wyjątkowo wysoką inflacją. Rozumiem rozgoryczenie niektórych kredytobiorców, rozumiem chęć zarobku kancelarii prawnych, ale w ciężkich gospodarczo czasach atakowany jest jeden z filarów polskiego systemu finansowego. Czemu ma to służyć? Marek Dietl, prezes Giełdy Papierów Wartościowych, nazwał takie działania wojną hybrydową. Ja zwrócę jedynie uwagę, że za WIBOR-em stanęły jak jeden mąż instytucje tworzące Komitet Stabilności Finansowej – NBP, KNF, BFG i Ministerstwo Finansów.

Skoro WIBOR jest taki świetny, to czemu zmieniamy go na WIRON?

Bo dopasowujemy go do standardów międzynarodowych. Nic złego, ani niezwykłego się nie dzieje. Podążamy za światowym trendem. Takie same zmiany zaszły w strefie euro, Wielkiej Brytanii, USA, Kanadzie.

Jest jednak głośna sprawa z Katowic.

Sensację wywołało zastosowanie zabezpieczenia, które usuwało WIBOR z umowy. To zostało jednak potem uchylone, WIBOR wrócił. W żadnej sprawie sądowej o WIBOR nie zapadł zresztą żaden wyrok. Oczywiście, niektórzy kredytobiorcy próbują szczęścia. Na razie jednak niczego nie wiemy. Przekonywanie, że WIBOR jest "nielegalny" i że można unieważnić kredyt, to na razie marketing kancelarii prawnych, które wyczuły szansę na zarobek. Porównuje się WIBOR do kredytów frankowych, ale to różne historie. W przypadku umów frankowych sądy kierowały pytania prejudycjalne do TSUE i dopasowywały orzecznictwo do odpowiedzi. Na razie TSUE nie kwestionował WIBOR-u i nie sądzę, aby to zrobił, bo musiałby podważyć wskaźnik uznany oficjalnie przez Unię. Z ewentualnymi pozwami lepiej więc spokojnie czekać na ukształtowanie się orzecznictwa.

Wychodzi na to, że winna temu całemu zamieszaniu jest inflacja. Czy można było walczyć z nią inaczej?

RPP ma ograniczone narzędzia, którymi może wpływać wyłącznie na sytuację w kraju. Tymczasem inflacja nie zależy wyłącznie od nas. Czynniki zewnętrzne, takie jak COVID, wojna na Ukrainie, wąskie gardła w łańcuchach dostaw, są poza naszą kontrolą. Rada mogła podnieść stopy i to zrobiła. Niechętnie, zapewne zdając sobie sprawę z sytuacji oraz negatywnych konsekwencji takich działań.

Czy naszej gospodarce i finansom pomogą pieniądze z KPO?

Pomogą o tyle, o ile. O ile je dostaniemy. Tyle że miały służyć czemu innemu. Przypominam, że Fundusz Odbudowy powstał celem gospodarczej rekonwalescencji pocovidowej. Tysiącom firm, setkom branż, np. fitness, zakazano działalności przez pewien czas. Żeby im pomóc, trzeba zatem zainwestować w odnawialne źródła energii i cyfryzację. Ot, drobna nieścisłość. Nie tylko z Funduszem Odbudowy możemy zresztą mieć problem.

Z czym jeszcze?

Choćby z ETS II i Climate Social Fund. W teorii ma on służyć złagodzeniu skutków transformacji klimatycznej dla najbiedniejszych. Możemy liczyć na ok 17.6% z nawet 144 mld euro w latach 2025-2032. W praktyce plan wydatków z CSF musi zaakceptować Komisja Europejska, a jak z tym bywa, wszyscy widzimy.

Czy nie dało się tutaj niczego zrobić?

Dało się, ale wmówiono nam, że nie możemy ostro walczyć o swoje, bo ktoś przestanie nas lubić, czy wręcz zostaniemy wyrzuceni z UE. Z UE nie da się wylecieć, można ją co najwyżej opuścić. KE też zależy na tym, żeby Polska w UE była. Płacimy składki, jesteśmy sporym podwykonawcą, dużym rynkiem zbytu, nie tylko my stracimy na kłótni.

Co z naszym długiem? Będziemy drugą Grecją?

Ta narracja jest kompletnie absurdalna. Dług jest co roku podawany do wiadomości publicznej. Raportuje go też Eurostat. Zakamuflowany niczym młynarz wśród kominiarzy. Nie ma też czym straszyć. Stosunek długu do PKB dla strefy euro w III kwartale 2022 roku przekroczył 90%. Dla całej UE 85%, w Grecji około 180%. U nas jest nieco ponad 50%. Nie wiem też, czemu Grecją się straszy. Coś mi mówi, że Polakom Grecja raczej nie kojarzy się tragicznie, a z mitologią i wczasami.

Jak zatem podsumuje Pan stan finansów Polski?

Sytuacja się stabilizuje. COVID mamy za sobą, Ukraina nie padła, jesteśmy bezpieczni energetycznie. Inflacja powoli hamuje, a jak spadnie, to spadną też stopy, a co za tym idzie – raty kredytów. Damy radę. Chyba, że sami zaczniemy kopać pod sobą

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także