Loty odwoływały jedna linia lotnicza po drugiej – robiły to już przed uruchomieniem lotniska i po jego uruchomieniu – choć po prawdzie niewiele było i jest tu do odwoływania, bo lotów w rozkładzie jest w sam raz tyle, co kot napłakał. Choć też, na szczęście, jeden lot tygodniowo – do tureckiej Antalyi – właśnie w radomskiej mini siateczce połączeń przybył.
Innymi słowy: nie udało się z Lotniska Radom zrobić Lotniska Warszawa-Radom – a tak je dla zmylenia klientów nazwano – bo polscy pasażerowie nie są aż tak mało rozgarnięci, aż tak bardzo w ciemię bici, żeby się nie zorientować, że z Warszawy do Radomia jest – w przybliżeniu – 100 km, a do lotniska w Modlinie – ponad dwa razy bliżej, nie wspominając o warszawskim Lotnisku Chopina, które mają pod samiutkim nosem.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.