Tymczasem Ukraińcy przekierowują punkt ciężkości swej polityki na Niemcy.
Liderem wśród polskich polityków, zaczadzonych wciąż wizją wielkiej polsko-ukraińskiej miłości, pozostaje bez wątpienia prezydent Andrzej Duda. Nie licząc osób z drugiego szeregu, takich jak Paweł Kowal, które sprawiają wrażenie, jakby pilnowały głównie interesu Kijowa, a nie Warszawy.
Obaj nie mają już jednak swoich odpowiedników po stronie ukraińskiej. Tam trudno dziś znaleźć szczególnie przyjazne wobec Polski gesty. Jest raczej przeciwnie – pojawiają się wypowiedzi wprost konfrontacyjne, takie jak premiera Denysa Szmyhala czy szefa MSZ, Dmytra Kułeby, w odpowiedzi na polskie ruchy w sprawie zboża. Polska strona, zwłaszcza rząd, także coraz bardziej zaostrza retorykę.
Czas wstrzemięźliwości
Pan prezydent wydaje się jednak niemal całkowicie odporny na rzeczywistość. 9 lipca napisał na Twitterze o „ofiarach Wołynia”, które nie miały narodowości. Następnie znalazł się na szczycie NATO w Wilnie. Tam – jak zadeklarował przed rozpoczęciem spotkania – nie załatwiał nic dla Polski, ale załatwiał dla Ukrainy. Warto na tamten fragment wypowiedzi pana prezydenta szczególnie zwrócić uwagę. Najpierw bowiem mówi on, że „Polska nie załatwia nic dla siebie”, żeby kilka sekund później oznajmić, iż Polska dba o interes swojego ukraińskiego sąsiada. Czyli gra o polski interes jest zła, ale już gra o interes Ukrainy jest dobra.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.