MOJA PÓŁKA | Hitleryzmu i stalinizmu zaznaliśmy w Polsce ponad miarę, szczęśliwie za to ominęła nas inna jeszcze zbrodnicza XX-wieczna ideologia, a mianowicie maoizm.
Nie tylko ze względu na jego egzotykę. Na początku lat 60. Związek Sowiecki, którego PRL była satelitą, skłócił się z komunistycznymi Chinami, później – w 1969 r. – doszło nawet nad rzeką Ussuri do zbrojnego konfliktu między niedawnymi sojusznikami, nic też dziwnego, że o Chińskiej Republice Ludowej i przewodniczącym Mao Zedongu mówiono i pisano w Polsce źle, a najczęściej w ogóle. Zupełnie odwrotnie niż w Europie Zachodniej, która wpadła w prochiński amok, a już w trakcie zadekretowanej przez Mao w 1966 r. rewolucji kulturalnej przeżywała orgazm za orgazmem.
Imię chińskiego przywódcy światowe lewactwo umieściło na sztandarach obok Karola Marksa i szczęśliwie zapomnianego filozofa Herberta Marcuse’a.
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.