DoRzeczy.pl: Czy możemy spodziewać się reakcji organów Unii Europejskiej na wydarzenia w Polsce?
Jadwiga Wiśniewska: Zdecydowanie nie. Dał już temu wyraz rzecznik Komisji Europejskiej stwierdzając, że KE nie odnosi się do konkretnych działań w państwach członkowskich i w tym przypadku też się nie wypowie. Brzmi to jak ponury żart. Akurat wiadomo, że KE bardzo chętnie wypowiadała się na temat rzekomego łamania praworządności w Polsce wtedy, kiedy rządziła Zjednoczona Prawica. Po raz kolejny mamy więc do czynienia ze stosowaniem podwójnych standardów przez unijne instytucje.
Bezprawie Tuska, jak widać, jest na rękę Brukseli, bo to przecież „ich” kandydat. To jego tak mocno wspierał lewicowo-liberalny mainstream, na czele z przewodniczącą KE Ursulą von der Leyen, ingerując wprost w demokratyczne procesy wyborcze w Polsce. Dziś łamanie praworządności, w tym zamach na konstytucję, tłumaczone jest tzw. przywracaniem praworządności. A wszystko za cichą zgodą UE. Jak widać, praworządność według unijnych instytucji jest wtedy, kiedy rządzą popierani przez nich i spolegliwi wobec ich postulatów politycy. Nawet wtedy, kiedy gwałcą konstytucje i ustawy. To, co robi teraz rząd Tuska to nie tylko bezprawie, ale to droga prowadząca wprost do anarchii. To działania antydemokratyczne i antypaństwowe.
Parlament Europejski ma przygotować rezolucję, w której domaga się odebrania głosu w Radzie Unii Europejskiej Węgrom. Czy walec postępu przyspiesza? Czy w najbliższym czasie możemy spodziewać się przyspieszenia prac nad zmianami traktatowymi?
Walec zmierzający do centralizacji UE nabiera rozpędu, choć można go było jeszcze zatrzymać na grudniowej Radzie UE. Niestety tego nie uczyniono. W styczniu prezydencję w UE objęła Belgia, która jest zwolennikiem centralizacji. W drugim półroczu prezydencję mają przejąć Węgry, które tak jak i Polska są sceptyczne wobec tym zmian. Dlatego też eurokraci próbują zablokować ich prezydencję. Zwolennicy centralizacji UE boją się bowiem, że ich plan może spalić na panewce. Tak można tłumaczyć tę nerwową reakcję i przygotowaną rezolucję.
Niedawno w Niemczech odbyły się bardzo duże protesty rolników przeciwko m.in. transformacji energetycznej. Czy ten głos jest słyszany w Brukseli?
Temat ten jest ignorowany. Zresztą tak, jak i inne sprawy, o których się nie dyskutuje, bo są niewygodne dla lewicowo-liberalnej większości. Nie dyskutujemy o tym, że w Polsce systemowo gwałci się rządy prawa, że w Hiszpanii łamana jest praworządność, nie rozmawia się o pogłębiającym się wykluczeniu energetycznym i inflacji, o bezpieczeństwie żywnościowym Europy. Niemcy przeżywają czas próby, pęka wizerunek stabilnej niemieckiej demokracji i stylu rządzenia, który de facto doprowadził do kryzysów, z którymi UE nie potrafi się zmierzyć. Niezadowolenie społeczne rośnie. I wiele wskazuje na to, że te napięcia będą się nasilać.
Czytaj też:
Prof. Grosse: Niemiecka opinia publiczna więcej niż o protestach mówi o delegalizacji AfDCzytaj też:
Prof. Flis: Politycy zapominają, że Twitter to nie cała rzeczywistość