Według takiego schematu swoją odpowiedź na mój tekst „To nie jest nasza wojna” o wspomnianym konflikcie skonstruował pan Mariusz Dzierżawski. „Czy wolno krytykować izraelskie zbrodnie?” – pytał autor w tytule swojego tekstu. Pytanie jest jednak całkowicie obok istoty mojego artykułu. Odpowiedź na nie jest oczywiście twierdząca: tak, wolno. Tak samo jak wolno krytykować zbrodnie Hamasu, wyniszczanie Ujgurów przez rząd Chiński, traktowanie Kurdów przez Ankarę czy poczynania reżimu syryjskiego. Pytanie brzmi: po co?
W swoim tekście wskazywałem, że u części polskiej prawicy zapał w obronie Palestyńczyków przekracza jakiekolwiek granice racjonalności. Co więcej, jest to całkowite odwrócenie porządku wobec tego, który panuje w większości państw Zachodu, gdzie obsesyjną propalestyńskością odznacza się od wielu lat lewica. Przypominałem także, że arabski terroryzm cieszył się w czasie zimnej wojny poparciem Sowietów – do czego pan Dzierżawski już się nie odniósł.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.