Ryszard Bugajski zdobył polskie kino świetnym „Przesłuchaniem”. Zdobył je z opóźnieniem, gdyż film ukończony w 1982 r. do dystrybucji trafił dopiero osiem lat później, ale już jako głośny i znany, gdyż rozpowszechniany nielegalnie na kasetach i otoczony nimbem „najbardziej antykomunistycznego filmu w dziejach PRL”. Zmuszony do emigracji reżyser wrócił do kraju z początkiem lat 90., ale wyraźnie nie mógł się odnaleźć. O tym stanie świadczy „Niuz”, spektakl dla TVP, napisany i zrealizowany przez Bugajskiego w 2002 r. Wprawdzie autor deklarował, że odsłania w nim kulisy polskiego medialnego światka, ale wyglądało na to, że zna go wyłącznie z „Gazety Wyborczej”. Zdecydowanie lepsze były realizacje dotyczące historii najnowszej: przedstawienia TVP „Miś Kolabo” i „Śmierć rotmistrza Pileckiego” czy film „Generał »Nil«”. I wreszcie Bugajski wrócił na nasze ekrany obrazem porównywalnym z „Przesłuchaniem”, czyli „Układem zamkniętym”.
Film traktuje o zniszczeniu przedsiębiorców przez urzędniczo-prawny układ. Osnuty wokół autentycznej historii krakowskich biznesmenów Lecha Jeziornego i Pawła Reya, których świetnie rozwijające się przedsięwzięcie, a także kariery zniszczyła mafia urzędnicza, odsłania patologie III RP.
„Układ zamknięty” pokazuje deprawację, która funkcjonuje w kostiumie państwa prawa; rzeczywistość powiązań wyrastających z komunistycznej epoki, których beneficjenci są w stanie zniszczyć niewinnych ludzi. Wydarzenia stanowiące kanwę filmu były elementem kampanii, która w trakcie premierowania Leszka Millera podjęta została przeciw przedsiębiorcom spoza układu. Najgłośniejszym z nich było uderzenie w Romana Kluskę. Innym – dużo bardziej brzemiennym w konsekwencje – stało się aresztowanie zarządu dobrze prosperującej Stoczni Szczecińskiej. Zakład zbankrutował, na czym obłowili się postkomunistyczni biznesmeni, a jego szefów dopiero niedawno oczyszczono ze wszystkich skierowanych przeciw nim oskarżeń. Jeszcze innym przykładem tego samego było aresztowanie Andrzeja Modrzejewskiego, prezesa Orlenu, w celu powołania nowego zarządu tej firmy. Oto rzeczywistość III RP, która pod demokratycznymi procedurami ukrywa oligarchiczne, wyrastające z komunistycznych czasów powiązania.
Fakt, że „Układ zamknięty” – film uznanego twórcy, na podstawie chwalonego scenariusza – nie uzyskał żadnej pomocy z PISF, hojnie finansującego rozmaite komercyjne gnioty, jest rodzajem cenzuralnego stempla, jaki III RP przybiła na filmie Bugajskiego. On sam oświadczył jednak, że jego film nie ma nic wspólnego z polityką, którą jako artysta „gardzi”. Czy świadczy to o tym, że reżyser obdarzony niewątpliwie talentem, rozumem specjalnie obdarzony nie jest?
Nie byłby to szczególnie unikalny przypadek. Zarówno Andrzej Wajda, jak i Agnieszka Holland mogliby stanowić doskonałą ilustrację. Chociaż czy rzeczywiście o rozum chodzi? Wspomniani twórcy wykazują się naprawdę sporym rozsądkiem, zręcznie żeglując między wpływowymi środowiskami. Bugajski zrobił uczciwie ryzykowny film, nie oczekujmy więc od niego, aby dodatkowo ryzykownie go interpretował, mimo że interpretacje owe narzucają się jako jedyne możliwe. Dużo wygodniej jest przyjąć, że artyści robią filmy, które z zasady z polityką nie mogą mieć nic wspólnego, tak jak stadiony, mosty czy drogi, a prawdziwy artysta polityką gardzi.
Felieton Bronisława Wildsteina ukazał się w 12 numerze tygodnika Do Rzeczy.