W czwartkowym głosowaniu Parlament Europejski wybrał Ursulę von der Leyen na stanowisko przewodniczącej Komisji Europejskiej na drugą kadencję. Za kandydaturą niemieckiej polityk zagłosowało 401 europosłów, przeciw – 284 (m.in. europosłowie Prawa i Sprawiedliwości oraz Konfederacji).
Stracona szansa
Jacek Saryusz-Wolski uważa, że kolejna kadencja Von der Leyen będzie w praktyce oznaczała dalsze dążenie do centralizacji Unii Europejskiej. Kwestią sporną pozostaje, czy proces ten będzie odbywał się skokowo czy stopniowo.
– Albo przyjmie formułę skokowej zmiany ustroju, albo metodą salami. Możemy też obserwować pełzające zmiany traktatów, żeby przeszły może niewidoczne. Obserwowaliśmy to przeszłości. Mamy już wiele naruszeń prawa i traktatów, które de facto zbliżają nas do centralizacji. Unia wkroczyła w tzw. praworządność, obszary edukacyjne, sądownictwo… To wszystko jest bezprawne i bez podstaw traktatowych – powiedział.
Polityk wskazał, że szanse na zatrzymanie tego procesu nie są zbyt duże. Wszystko zależy od tego, jak rozłożą się "proporcje sił, jeśli chodzi o rządy krajów członkowskich".
– Szansa na zatrzymanie tego szaleństwa byłaby, gdyby rosnąca ilość rządów była temu przeciwna; krótko mówiąc – konserwatywnych. Gdyby one osiągnęły mniejszość blokującą, czyli 35 proc. Szanse na taką zmianę straciliśmy jednak, między innymi, poprzez odejście konserwatywnego rządu w Polsce – stwierdził.
Były europoseł wskazał, że obecna prezydencja węgierska raczej nie dopuści do procedowania istotnych zmian. Jednak 1 stycznia 2025 roku przewodnictwo w UE obejmie Polska, co może spowodować przyspieszenie zmian.
– Od 1 stycznia 2025 nadejdzie polska prezydencja, która prawdopodobnie wykona każde polecenie Berlina i Brukseli. To może być pierwsza połowa przyszłego roku – powiedział.
Czytaj też:
"Dochodzi tu fatalna wiadomość". Saryusz-Wolski: Jestem państwu winny szczerośćCzytaj też:
"Polska po cichu zaakceptowała niemieckie pushbacki". Saryusz-Wolski: Relokacja imigrantów już się dzieje