Teorie spiskowe kolejno wymarły, została jedna odpowiedź ogólna: państwo amerykańskie zastrzeliło własnego prezydenta z pomocą służb, które potem prowadziły śledztwo we własnej sprawie. Zamknięto je raportem o samotnym zabójcy bez motywu i zaplecza. Ha, ha, ha – w te opowieści nie wierzy 70 proc. Amerykanów. Gdyby to był samotny zabójca bez ZAPLECZA, to przecież dokumenty ze śledztwa nie byłyby wciąż tajne. Gdyby to był sowiecki agent, nie byłyby tajne. Zemsta mafii(Kennedy ją skutecznie zwalczał) – też nie byłyby tajne. Spisek wiceprezydenta Johnsona (przejął prezydenturę po zamachu) – nie byłyby tajne, bo on dawno nie żyje, ani żaden inny z uczestników takiego spisku. Trump obiecywał, że odtajni dokumenty śledztwa. Nie zrobił tego i nie podał powodu. Żaden z jego poprzedników też nie, a każdy prezydent mógł. Widocznie w tych papierach jest coś takiego, że nadal nie leży w interesie Stanów Zjednoczonych ujawnienie prawdy. FBI już nie kryje, że brało w tym udział – przestali z oburzeniem dementować informacje, że to robota tajnych służb. Nie boją się odpowiedzialności – tacy są mocni.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.