Jarosław Kaczyński jest w swoim żywiole. Umiejętnie dozuje informacje o procedurze wyboru kandydata prezydenckiego PiS. Wypowiadając się dla Radia Maryja, nakreślał cechy kandydata idealnego: „Młody, wysoki, okazały, przystojny. Wyborcy te wybory wizerunkowe stawiają wysoko. Musi też mieć rodzinę, musi też znać bardzo dobrze język angielski”.
Lider PiS chętnie wchodzi w ulubioną aurę tajemniczości. Wyjaśnia, że listę potencjalnych kandydatów ma w głowie i jest ona coraz krótsza. „Dysponujemy badaniami, które wskazują, jaki powinien być przyszły prezydent. Uważam, że w naszym środowisku jest wiele osób, które świetnie pełniłyby tę funkcję, ale najpierw trzeba te wybory wygrać” – powiedział Kaczyński.
Zatem wiemy już, że kandydatem nie będzie kobieta (bo czasy wojenne), musi być on obyty międzynarodowo i „być człowiekiem, dla którego świat nie jest czymś obcym, który bywał na konferencjach, wykładach”. W grę wchodzą więc głównie młodsi kandydaci.
Mateusz Morawiecki został dyskretnie odsunięty na drugi plan. „To byłoby skrajnie nierozsądne, aby nie umieścić Mateusza Morawieckiego na liście kandydatów na prezydenta” – powiedział Kaczyński, ale jednocześnie zaznaczał, że były premier nie jest idealnym kandydatem z perspektywy zwycięstwa. „On jest wyjątkowo zdolny i go cenię, ale chodzi o to, że chcemy postawić na kogoś, kto ma realną szansę wygrać”. Kogo? Tego już lider PiS nie ujawnił.
Tymczasem Mateusz Morawiecki bardzo dba o to, by nie wypaść na kogoś, kto stracił nadzieję na nominację prezydencką. Niedawno dość nonszalancko zaznaczył, że sam jeszcze nie podjął decyzji w tej sprawie.
Wszystko niejasne
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.