Nikt się raczej nie spodziewał, żeby formalne przyłączenie do PiS dotychczasowego koalicjanta w ramach Zjednoczonej Prawicy, Suwerennej Polski, wywołało jakieś żywsze reakcje. Dla przeciętnego aktywnego politycznie Polaka (o tych nieinteresujących się polityką w ogóle nie wspominając) był to żaden news – najwyżej powód do zdziwienia: Jak to? To oni dotąd nie byli w PiS? Ziobro, Jaki, Woś czy inni politycy Suwerennej postrzegani byli jako politycy „od Kaczyńskiego”, a nazwa Zjednoczona Prawica, jeśli zaistniała, to jako alternatywna nazwa partii prezesa. Próba wywołania wrażenia „konsolidacji sił patriotycznych”, podjęta na konwencji w Przysusze, od samego początku skazana była z tej racji na niepowodzenie.
Jednak w gronie węższym, polityków i ekspertów związanych z poprzednią władzą, połączenie czy – jak mówią wprost komentatorzy – wchłonięcie ziobrystów w partyjne struktury PiS wywołało pewien ferment. Jednym z jego przejawów był artykuł Konrada Szymańskiego – byłego ministra do spraw europejskich w rządach Beaty Szydło i Mateusza Morawieckiego –
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.