Karol Gac: We wrześniu rozmawiał pan z „Do Rzeczy” (nr 37/2024) jako prezes IPN. Teraz jest pan dodatkowo kandydatem obywatelskim, popieranym przez PiS, w wyborach prezydenckich. Kiedy po raz pierwszy pojawił się temat pana kandydatury?
Dr Karol Nawrocki: Sam osobiście pomyślałem o tym po 100 dniach rządu Donalda Tuska. Okazało się wówczas, że obietnice złożone w kampanii wyborczej nie zostały zrealizowane, jest problem z budową CPK, opóźniana jest elektrownia jądrowa. Moim motywatorem była też moja żona.
I co pan wtedy pomyślał? „Polsce się nie odmawia” – jak pan często mówi?
Przede wszystkim pomyślałem o zadaniu, o tym, że Polsce należy się ciężka praca jej liderów. Miałem wówczas wątpliwości, czy sytuacja, w której znaleźliśmy się po 13 grudnia, służy naszej ojczyźnie. Na pierwszym miejscu musi być troska o dobre życie Polaków, a nie zajmowanie się samym sobą przez polityków i skupienie tylko praktycznie na likwidacji przeciwnika.
Kto się do pana zwrócił w sprawie kandydowania? Jarosław Kaczyński?
O Polsce rozmawialiśmy wielokrotnie. O kandydaturze w listopadzie, gdy Prawo i Sprawiedliwość zdecydowało o poparciu mojej kandydatury jako obywatelskiego kandydata na prezydenta.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.