Nie są to wyjątki – to przedstawiciele bardzo dla polskich elit charakterystycznej postawy, która krzywdzi nas jako państwo i naród co najmniej od XIX wieku.
Renata Kim kipiała moralnym oburzeniem na złą administrację Trumpa za to, że śmiała podjąć rozmowy z Rosjanami i twierdziła, że to po prostu zbrodnia. Grzegorz Cydejko zapienił się, komentując spotkanie delegacji rosyjskiej i amerykańskiej w Rijadzie w Arabii Saudyjskiej, oznajmiając, że uczestnik tegoż szczytu, rosyjski minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow, to „zbrodniarz” i w związku z tym nie powinno się go „zapraszać na salony”.
Kiedy słucham takich sentymentalnych dyrdymałów, ogarniają mnie na przemian różne uczucia. Na przykład uczucie beznadziei. Wieki strat, ponoszonych z powodu takiego właśnie, dziecinnego i sentymentalizującego spojrzenia na politykę międzynarodową, zgodnie z którym są ci godni rozmowy z dumnymi Polakami oraz ci niegodni. Problem w tym, że duża część świata – być może nawet cała reszta świata – nie chce przyjąć naszej etycznej perspektywy patrzenia na sprawy zagraniczne i rozmawia z każdym, niezależnie od tego, ile zbrodni miałby na sumieniu, o ile tylko dany kraj uzna, że ta rozmowa się opłaca.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.