Wbrew naiwnemu stereotypowi przymiotnik „zielony” w takich określeniach jak „zielona energia” czy „Zielony Ład” nie pochodzi od zieleni liści czy trawy, w ogóle od przyrody – ale od zieleni dolarów.
Rozpędzone programy „redukowania emisji” to miliardy napędzane do kieszeni konkretnych lobby, przede wszystkim do świata korporacyjnego. A ten świat od dziesięcioleci kieruje się wyłącznie jednym imperatywem: maksymalizowaniem zysku w krótkim czasie, bez oglądania się na koszty późniejsze.
Ktokolwiek miał nadzieję, że Komisja Europejska przyjmie do wiadomości fakty oraz płynące z nich zdroworozsądkowe wnioski i zacznie się wycofywać z duszenia własnej gospodarki i obywateli haraczami Zielonego Ładu, niech się z tą nadzieją pożegna.
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.