Ks. prof. Bortkiewicz: Papież Leon XIV daje nadzieję na jedność, ale czekam z oceną

Ks. prof. Bortkiewicz: Papież Leon XIV daje nadzieję na jedność, ale czekam z oceną

Dodano: 
Ks. prof. Paweł Bortkiewicz
Ks. prof. Paweł Bortkiewicz Źródło: PAP / Tytus Żmijewski
Z uznaniem przyjąłem gesty powrotu do tradycji, jak np. noszenie papieskich szat liturgicznych oraz decyzję o powrocie do Pałacu Apostolskiego, co kończy wyjątkową sytuację, w której papież miał równolegle dwa apartamenty w Watykanie - mówi ks. prof. Paweł Bortkiewicz w rozmowie z DoRzeczy.pl.

DoRzeczy.pl: Czym zaskoczył papież Leon XIV? Na co warto zwrócić uwagę po pierwszych dniach pontyfikatu?

Ks. prof. Paweł Bortkiewicz: Oczywiście mówimy o absolutnym początku pontyfikatu, więc nasze oceny siłą rzeczy dotyczą tylko tego wczesnego etapu. Należę do tej grupy katolików, którzy z radością przyjmują poczynania obecnego papieża, ale jednocześnie czekają z ostrożnym entuzjazmem na dalszy rozwój wydarzeń. Cieszy mnie bardzo wybór imienia Leona XIV, ponieważ to bezpośrednie nawiązanie do Leona XIII – jednego z najdłużej urzędujących i zarazem najbardziej zasłużonych papieży, który był człowiekiem porządkującym Kościół. A dziś właśnie porządkowania Kościół bardzo potrzebuje.

Z uznaniem przyjąłem również gesty powrotu do tradycji jak np. noszenie papieskich szat liturgicznych oraz decyzję o powrocie do Pałacu Apostolskiego, co kończy wyjątkową sytuację, w której papież miał równolegle dwa apartamenty w Watykanie. Cieszą mnie również pierwsze wypowiedzi papieża. Niemniej zachowuję pewną ostrożność, ponieważ – z naturalnym szacunkiem dla poprzednika – papież Leon XIV nawiązywał także do pontyfikatu papieża Franciszka, między innymi do pojęcia synodalności. A to pojęcie jest wieloznaczne. Rozumiem potrzebę dialogu i większego zaangażowania wiernych w życie Kościoła i co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Jednak niepokój budzi u mnie to, że w synodalności może kryć się decentralizacja, a nawet próba przeszczepienia do Kościoła zasady pomocniczości, która w przypadku wspólnoty kościelnej może być bardzo ryzykowna. Kościół to nie tylko struktura socjologiczna a to przede wszystkim wspólnota teologiczna, zbudowana na centralnej doktrynie wiary i moralności. Decentralizacja w tym obszarze może prowadzić do chaosu i niepokoju. Dlatego, mówiąc krótko, czekam.

Co dokładnie oznacza decentralizacja w Kościele katolickim?

Właśnie to jest zasadnicze pytanie. Jeśli mówimy o decentralizacji administracyjnej, czyli dotyczącej np. obsadzania urzędów kościelnych, zarządzania finansami, czy adaptacji duszpasterstwa do uwarunkowań kulturowych, to jest to zrozumiałe i uzasadnione. Jednak mamy dziś sytuację, w której niektóre episkopaty dopuszczają wspieranie teorii gender czy błogosławienie związków homoseksualnych. Dzieje się to m.in. na podstawie instrukcji Fiducia supplicans wydanej przez Dykasterię Nauki Wiary za pontyfikatu papieża Franciszka. Inne episkopaty stanowczo tego nie akceptują. Podobne rozbieżności dotyczą np. dopuszczania osób żyjących w związkach niesakramentalnych do sakramentów, na podstawie adhortacji Amoris laetitia, albo sprzeciwu wobec tej praktyki. Jeśli decentralizacja oznaczałaby przyzwolenie na tak skrajny pluralizm, mielibyśmy do czynienia nie z decentralizacją, lecz z groźbą schizmy. I wielu obserwatorów życia Kościoła w ostatnich latach właśnie tego się obawiało. Dlatego tak ważne było pierwsze wezwanie papieża Leona XIV: wezwanie do jedności Kościoła. To musi być priorytetem.

Wydaje się, że Kościół staje dziś także przed innym wyzwaniem – problemem mediów społecznościowych. Papież Franciszek był pierwszym Ojcem Świętym, który prowadził pontyfikat w erze tak intensywnego rozwoju nowych mediów. Czy to wpłynęło na spłycenie przekazu Kościoła? Jak zachować jego tradycyjny charakter w tak dynamicznym świecie?

To bardzo ważne i jednocześnie trudne pytanie. Szczerze mówiąc – nie wiem, jak to skutecznie rozwiązać. Obawiam się sytuacji, w której papież czy przywódcy Kościoła, podobnie jak politycy, będą komentować bieżące sprawy na platformie X. Szybkość przekazu jest zabójcza dla refleksji teologicznej. Za pontyfikatu papieża Franciszka komunikaty często pojawiały się w formie bardzo krótkich, bezpośrednich wpisów, co moim zdaniem było ryzykowne. Nie można zrezygnować z mediów społecznościowych, bo są one też narzędziem ewangelizacji. Ale są też narzędziem bardzo ryzykownym, zwłaszcza w dobie sztucznej inteligencji, która może modyfikować wypowiedzi, fałszować obraz i dźwięk. To ogromne zagrożenie dla prawdy i autorytetu. Dlatego uważam, że Kościół musi działać dwutorowo: z jednej strony korzystać z nowoczesnych narzędzi przekazu, z drugiej – równolegle i systematycznie publikować jasne, spójne, dobrze opracowane dokumenty doktrynalne. Komunikaty muszą być rozwinięte, teologicznie uzasadnione, spójne z Tradycją i nauczaniem Magisterium.

Czyli ogromne wyzwanie przed Kościołem.

Zdecydowanie. I nie sądzę, bym potrafił wskazać precyzyjne rozwiązanie. Jednak jak wspomniałem uważam, że konieczne jest połączenie dwóch rzeczywistości: obecności w mediach społecznościowych i pogłębionego przekazu doktrynalnego. Załóżmy, że pojawia się komunikat: „Każdy z nas jest grzesznikiem, ale to nie wyklucza z uczestnictwa w Eucharystii”. Taka wypowiedź, jeśli zostanie puszczona w świat bez wyjaśnienia, może być błędnie interpretowana. Bo prawdą jest, że nikt z nas nie jest godny Eucharystii. Ale też prawdą jest, że warunkiem uczestnictwa jest stan łaski uświęcającej czyli brak grzechu ciężkiego. I to trzeba jasno, katechizmowo wytłumaczyć. Bez uproszczeń. Bez niedomówień.

Czytaj też:
Papież wskazał pierwszy cel wizyty zagranicznej
Czytaj też:
Leon XIV zwrócił się do Żydów. Pierwsze takie słowa papieża

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także