Owszem, była to istotna część przekazu dwóch kandydatów: Sławomira Mentzena i Grzegorza Brauna, przy czym w wypadku tego pierwszego i tak te akcenty nie były przesadnie eksponowane, a w przypadku drugiego bywały przykrywane innymi kwestiami. Pozostali krążący wokół prawicy kandydaci – Artur Bartoszewicz i Marek Jakubiak – mieli do idei liberalnych stosunek, powiedzmy, zniuansowany. Pan Bartoszewicz kilkakrotnie atakował pana Mentzena absurdalnymi antypiwnymi demagogicznymi tyradami, a pan Jakubiak opowiedział się za ustaleniem minimalnej ceny litra alkoholu. Już samo to sprawia, że żadnego z nich do sojuszników idei gospodarki liberalnej bez poważnych zastrzeżeń zaliczyć nie można.
Karol Nawrocki – cóż, to kandydat ugrupowania socjaldemokratycznego, więc trudno od niego oczekiwać pochwały liberalizmu. I faktycznie jej nie było. Owszem, były rytualne ukłony w kierunku małego i średniego biznesu, ale właśnie: rytualne. Przedsiębiorcy mogą świetnie pamiętać, że takie składało także PiS w 2015 r., żeby potem realizować program wręcz przeciwny.