DoRzeczy.pl: MSZ zaprotestowało w Stolicy Apostolskiej przeciwko wypowiedziom biskupów Antoniego Długosza i Wiesława Meringa. Resort spraw zagranicznych uznał ich wypowiedzi m.in. za "oczerniające władzę". Co sądzi pan o samym fakcie donosu MSZ na polskich biskupów do Watykanu?
Paweł Chmielewski: To sprawa zupełnie skandaliczna i niebywała na tle innych krajów, ponieważ wszędzie, we wszystkich cywilizowanych społeczeństwach zachodnich, biskupi mają prawo wypowiadać się na tematy publiczne. Naszemu rządowi niezwykle bliska jest sytuacja w Republice Federalnej Niemiec, a właśnie teraz toczy się tam ogromnie zacięty spór o sędziów trybunału konstytucyjnego. W tym sporze biorą udział również biskupi, którzy nie wahają się nazywać spraw twardymi słowami i wskazywać, kto nie powinien w niemieckim trybunale konstytucyjnym zasiadać. Tylko skrajna lewica odmawia im do tego prawa. Rząd absolutnie w to nie ingeruje. Powszechnie akceptuje się więc tam fakt, że biskupi uczestniczą w tak szczegółowych dyskusjach publicznych i politycznych.
Można więc uznać, że MSZ próbuje zakneblować usta polskim biskupom?
Tak, to próba zakneblowania biskupów tylko dlatego, że nie podobają się obecnemu rządowi. Zakrawa to na odejście od standardów europejskich, demokratycznych i przyjmowanie tak naprawdę jakichś post PRL-owskich albo zgoła rosyjskich standardów, gdzie Kościół nie jest traktowany jako wolny i autonomiczny podmiot, ale jako narzędzie w rękach rządu, które powinno służyć jakiemuś rodzajowi ideologicznego uzasadniania polityki tego rządu. Podsumowując, można powiedzieć, że to, co zrobił minister Sikorski czy podlegli mu urzędnicy jest skandalem. Nie tylko z perspektywy polskiej historii i kultury, ale także skandalem z perspektywy europejskich norm cywilizacyjnych.
Jakiej odpowiedzi Stolicy Apostolskiej spodziewa się Pan na ten donos?
Stolica Apostolska jest formalnie zobowiązana do odpowiedzi, ponieważ wymagają tego procedury dyplomatyczne. Natomiast nie sądzę, żeby była to odpowiedź poważna albo taka, która w jakiś sposób wychodzi naprzeciw oczekiwaniom strony rządowej, dlatego że pismo przedłożone przez resort spraw zagranicznych do Stolicy Apostolskiej jest pełne fundamentalnych i rażących błędów merytorycznych. Z tego powodu stanowi ono obelgę dyplomatyczną, a nie jakiś poważny, dyplomatyczny ruch polskiego rządu. Co więcej – nie ma żadnych podstaw do tego, żeby rząd reagował na wypowiedzi polskich obywateli, donosząc do Stolicy Apostolskiej. Gdyby to było tak, że jakiś watykański dyplomata czy urzędnik, działając w imieniu papieża, oceniał polski rząd, to wtedy owszem, istniałaby podstawa do tego, żeby sprawę zgłaszać i próbować rozwiązać na drodze dyplomatycznej. Jednak w przypadku, o którym mówimy, to polscy obywatele wypowiadają się w swoim własnym imieniu na terenie Rzeczpospolitej Polskiej. Stolica Apostolska nic do tego nie ma. Spodziewam się więc, że – z konieczności – odpowiedź Watykanu będzie zupełnie zdawkowa i wskazująca na nieadekwatność problemu podnoszonego przez stronę rządową.
Błędy w demarche MSZ do Watykanu wytknął pan w artykule opublikowanym na portalu „Polonia Christiana”. Co najbardziej razi pana w oczy?
Na poziomie najbardziej podstawowym, rażąca jest niezdolność do ustalenia elementarnych faktów. Autorzy dokumentu przedłużonego w Watykanie nie byli w stanie stwierdzić, kiedy dokładnie wygłoszona została inkryminowana homilia biskupa Wiesława Meringa. Podali błędną datę. Nie byli w stanie przytoczyć dosłownego cytatu z tej homilii. Nie przytoczyli żadnego cytatu z wystąpienia biskupa Antoniego Długosza, którego oskarżali o Bóg wie, jakie rzeczy, tylko, że bezpodstawnie, bo nie podali żadnego jego cytatu. Widocznie kierowali się tylko naprędce formułowanymi gdzieś w liberalnych mediach opisami. Więc to jest najbardziej rażące na poziomie podstawowym.
Poważniejszy jest błąd na głębszym poziomie, bo autorzy demarche, wykazali się rażącym, całkowitym niezrozumieniem funkcjonowania Kościoła katolickiego w Polsce i na świecie. To jest z jednej strony ta sprawa, o której już wcześniej wspomniałem, czyli traktowanie polskich biskupów jako „piesków” politycznych Watykanu – tak przecież w ogóle nie jest, a ten dokument zdaje się tak ich traktować. Z drugiej strony – jeszcze bardziej śmieszne i rażące jest to, że traktuje się polskich, emerytowanych biskupów, jako ludzi reprezentujących Konferencję Episkopatu Polski – w demarche padają dokładnie takie sformułowania, jakoby biskupi Długosz i Mering reprezentowali Konferencję Episkopatu Polski, tymczasem – w istocie – oni ją reprezentują tylko wtedy, kiedy formalnie występują w jej imieniu, np. jako członkowie tej, czy innej komisji. Na co dzień w ogóle nie mają nic wspólnego z Konferencją Episkopatu Polski. Wydaje się więc, że autor dyplomatycznego, specjalistycznego, poświęconego tematyce kościelnej dokumentu nie wie w ogóle nic o Kościele Katolickim. To głęboko kompromitujące dla MSZ – nie tylko na scenie zewnętrznej, ale również na scenie wewnętrznej.
Czytaj też:
MSZ składa protest w Watykanie. Chce ukarania polskich biskupówCzytaj też:
"Niech zrzuci sukienkę". Czarnek oburzony słowami Sikorskiego
Zostań współwłaścicielem Do Rzeczy S.A.
Kup akcje już dziś – roczna subskrypcja gratis.
Szczegóły:
platforma.dminc.pl
