W notatniku Zbigniewa Herberta, który wyprawił się do Izraela, by odebrać nagrodę literacką, figuruje szkic wiersza: „chciałbym / jeśli to / nie za duży / zaszczyt / mieć grób w / Jeruzalem”. Wielu miało takie marzenie, lecz przywilej pochówku w katolickiej części cmentarza na Syjonie jest zastrzeżony dla lokalsów tudzież ludzi pokroju Oskara Schindlera. Dla XIX-wiecznych pielgrzymów i turystów wizyta w Palestynie często była rozczarowaniem. Ówczesna Jerozolima niewiele różniła się od innych mieścin położonych na peryferiach dogorywającego imperium Osmanów. Kontrast między wspaniałą przeszłością i żałosną teraźniejszością szokował, podobnie jak kłótnie miejscowych chrześcijan.
Ogień w grobie
Hrabina Ewa Dzieduszycka, wizytująca z rodziną Betlejem, chciała spojrzeć na drogą sercu każdego katolika osadę oczami pasterzy, którzy jako pierwsi złożyli hołd Dzieciątku. „Niestety, wyjście z uliczek w szczere pole okazało się tak pełne śmieci i nieczystości, że co prędzej wracaliśmy do naszych powozów, rezygnując z dalszego zwiedzania”. W korespondencjach, pisanych przez hrabinę do galicyjskiej prasy, brud, smród i nędza Ziemi Świętej nie były eksponowane.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
