RYSZARD GROMADZKI: Czy tragedii, która wydarzyła się w Radomiu, w której zginął jeden z najwybitniejszych polskich pilotów wojskowych, można było uniknąć? A może tego rodzaju zdarzenia są po prostu wpisane w charakter misji pilota wojskowego?
GEN. LEON KOMORNICKI:W charakter misji pilota wojskowego wpisane są ryzyka wynikające z zadań bojowych w służbie obrony Rzeczypospolitej, a nie w cyrkowych ekwilibrystykach, które nie mają nic wspólnego z zadaniami wykonywanymi na współczesnym polu walki w przestrzeni powietrznej, a także zadaniami wykonywanymi na rzecz sił lądowych lub innych rodzajów sił zbrojnych. AirSHOW w Radomiu to klasyczna „pokazucha”, która służy zaspokojeniu potrzeb polityków i decydentów, którzy bardzo łatwo wykorzystują wojsko do swoich partykularnych, partyjnych celów. Pokazy na samolotach bojowych czy innym sprzęcie bojowym nie są przecież ujęte w jakichkolwiek programach szkoleniowych żadnych rodzajów wojsk. Siłą rzeczy nie ma w nich takiej tematyki.
Inny punkt widzenia od tego, który pan przedstawia, najwyraźniej ma dowództwo naszych sił zbrojnych. W komunikacie opublikowanym przez Sztab Generalny Wojska Polskiego po katastrofie w Radomiu napisano, że takie pokazy „są także istotnym elementem szkolenia – zarówno dla pilotów, jak i całych załóg” oraz że „to okazja do doskonalenia procedur, pracy zespołowej i koordynacji działań w warunkach zbliżonych do operacyjnych”. Dowództwo podkreśliło też w komunikacie, że udział w pokazach pozwala zaprezentować „zdolności naszych Sił Powietrznych” i jest „świadectwem profesjonalizmu i nowoczesności”. Rzeczywiście tak jest?
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
