Propaganda wojenna w Rosji niejedno ma imię. Oprócz tej oficjalnej, kremlowskiej, jest jeszcze ogromna, zróżnicowana przestrzeń internetowych komentatorów, obecnych głównie na portalu społecznościowym Telegram. Nazywa się ich Z-blogerami, milblogerami (czyli blogerami militarnymi) albo prowojennymi blogerami. Wielu z nich to zarazem wojenkorzy (korespondenci wojenni) mediów tradycyjnych. Publikują zarówno na swoich kontach internetowych, jak i np. w „Komsomolskiej Prawdzie”. Z-blogerzy opisują i komentują działania zbrojne wprost z linii frontu. Często są to wolontariusze, którzy organizują zbiórki na potrzeby armii, a następnie sami zebraną pomoc przywożą żołnierzom. Blogerami bywają też sami żołnierze. Według oceny dziennikarza Iwana Filippowa, który bada to zjawisko, istnieje ok. 10 tys. Z-blogów. Mają one najróżniejszą liczbę subskrybentów – od kilku tysięcy (czasem kilkuset), przez kilkaset tysięcy do kilku milionów. Jedni są związani z władzami na Kremlu, inni działają niezależnie.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.

